Połączenie kolorowej estetyki budzącej skojarzenia m.in. z Fortnite i luźnej, kooperacyjnej zabawy brzmi jak pomysł na grę, która może okazać się zarówno spektakularnym sukcesem, jak gigantyczną klapą. Arcadegeddon bliżej do tej pierwszej opcji, choć jest w tej grze parę rzeczy, do których trzeba się przyczepić.
Amerykańskie studio Illfonic w ostatnich latach zasłynęło przede wszystkim za sprawą dwóch sieciowych gier korzystających z popularnych filmowych licencji: Friday the 13th: The Game i Predator: Hunting Grounds. Arcadegeddon to kolejne ich dzieło, które stawia nacisk przede wszystkim na zabawę online, choć tym razem bez wsparcia ze strony popkulturowych marek. Zamiast tego dostajemy nowy świat i oryginalną historię. Ta druga nie ma jednak większego znaczenia i już od pierwszych minut da się odczuć, że wpleciono ją tylko po to, by choćby w minimalnym stopniu wyjaśnić, dlaczego tak właściwie mamy biegać z bronią w ręku i walczyć z kolejnymi przeciwnikami. W największym skrócie: chodzi o uratowanie niewielkiego salonu gier przed ogromną, złowieszczą korporacją. Tyle, to w zasadzie wszystko co musicie wiedzieć na ten temat.
Na szczęście rozgrywka się broni i wypada dużo lepiej niż warstwa fabularna, choć na papierze również nie brzmi zbyt intrygująco. Arcadegeddon jest bowiem trzecioosobową strzelanką łączącą zabawę PvE i PvP, w której zdecydowano się zmieszać elementy znane z dziesiątek innych, podobnych tytułów. Deweloperzy nie silili się na oryginalność i postanowili skorzystać ze sprawdzonych schematów, co oczywiście nie jest wadą - o ile robi się to z głową, a właśnie tak jest w tym przypadku. Przynajmniej przez większość czasu, bo zdarzają się pewne potknięcia.
Podstawą zabawy jest podejmowanie się kolejnych misji, które wybieramy w centralnej, pozbawionej wrogów lokacji. Następnie trafiamy na mapy, w których stajemy w szranki z różnymi typami przeciwników. Deweloperzy zadbali przy tym o pewne rozwiązania, które mają na celu urozmaicić rozgrywkę poprzez wprowadzenie losowości. Nie mamy pewności, do jakiego biomu trafimy, jakie bronie i ulepszenia wyciągniemy ze skrzynek czy z jakimi bossami przyjdzie nam się zmierzyć, przez co każde z podejść wygląda inaczej. Urozmaiceniem są także zadania, które musimy wykonać, by przejść dalej: raz szukamy kluczy, innym razem chronimy określonych punktów lub strzelamy do zawieszonych w powietrzu celów. Niestety, to tylko złudzenie różnorodności: szybko zdajemy sobie sprawę, że praktycznie wszystko sprowadza się do tego samego: strzelania, strzelania i jeszcze raz strzelania. Gameplay loop jest przyjemny, ale po kilku godzinach zaczyna się odczuwać monotonię.
Na szczęście sama walka jest naprawdę solidna i dopieszczona przez haptykę kontrolera DualSense. Duża w tym zasługa rozbudowanego i pomysłowego arsenału, w którym znajdziemy zarówno klasyczne pistolety, karabiny i strzelby, jak i zdecydowanie bardziej wyszukane narzędzia zagłady, takie jak chociażby Pixel Popper, który pozwala nadmuchać wrogów do tego stopnia, że ci pękają i ranią swoich kompanów mających pecha znajdować się w pobliżu. Mamy też rękawice, która, po naładowaniu energii, pozwala nam wykorzystać wyjątkowe, potężne zdolności. Oprócz tego zbieramy pasywne ulepszenia, które dają nam pewne bonusy - na przykład zwiększają odporność na obrażenia czy siłę wystrzeliwanych pocisków. Przy danym podejściu, bo śmierć oznacza rozpoczęcie zadania od zera. Pomyślano jednak o systemie postępów, dzięki któremu jesteśmy w stanie zdobyć coś na stałe. Za wirtualną walutę, zdobywaną w toku rozgrywki, możemy kupować kosmetyczne przedmioty w postaci nowych strojów, a za specjalne żetony odblokowujemy stałe wzmocnienia oraz kolejne umiejętności dla naszej rękawicy - m.in. kule ognia, lecznicze pole czy pociski zamrażające oponentów. Z czasem jesteśmy w stanie zmodyfikować nasze startowe bronie i rozpoczynać kolejne podejścia z ulubionymi pukawkami w ekwipunku. Jest więc ta "marchewka na kiju", która motywuje do gry.
W ciekawy i bardzo elastyczny sposób rozwiązano kwestię poziomu trudności. W bezpiecznych strefach możemy ręcznie zwiększyć stopień wyzwania, co pozwala zdobyć lepsze nagrody, ale jednocześnie wiąże się większym ryzykiem. Podobnie zrealizowano starcia z bossami. Nie musimy podchodzić do nich od razu, gdy tylko gra nam na to pozwoli. Nic nie stoi na przeszkodzie, by trochę poczekać, zdobyć lepsze wyposażenie i dopiero się z nimi zmierzyć. Jeśli jednak pójdziemy na nich wcześniej i osiągniemy sukces, to istnieje duża szansa, że z bossa wyleci sprzęt, który znacznie ułatwi nam późniejszą zabawę. Przy okazji ukończenie takiego pojedynku błyskawicznie przenosi nas do kolejnego etapu - można traktować to jako swego rodzaju ryzykowny skrót.
Rozgrywka
7/10
Illfonic zdecydowało się na dość... specyficzne podejście do oprawy audiowizualnej. Luźną, dość prostą i oklepaną grafikę połączono z krzykliwymi kolorami, a soundtrack składa się z naprawdę... wyrazistych i soczystych kawałków. Rozbrzmiewająca w głośnikach elektronika i srogie basy nie są czymś, co gubi się w tle - to muzyka, na którą nie sposób nie zwrócić uwagi. Z tego też względu jestem przekonany, że podzieli ona odbiorców: jedni pokochają tę warstwę audio, inni raczej ją znienawidzą i zastąpią podcastem, audiobookiem lub po prostu rozmową z przyjaciółmi na czacie głosowym. Jeśli o mnie chodzi, warstwa audio nie tylko przypadła mi do gustu, ale i przypomniała dawne czasy i zagrywanie się w Jet Set Radio.
A skoro jesteśmy już przy rozmowach z przyjaciółmi... Arcadegeddon to przede wszystkim gra kooperacyjna, z wszystkimi wadami i zaletami cechującymi innych przedstawicieli gatunku. Sam gameplay jest więc dość prosty i powtarzalny, przez co może szybko się znudzić. Z drugiej jednak strony, w gronie (nie)znajomych zabawa staje się znacznie przyjemniejsza poprzez wprowadzenie dodatkowych elementów "taktycznych" i większej nieprzewidywalności. Sam, grając w nową produkcję, czułem drzemiący w niej potencjał i wydaje mi się, że może okazać się ona sukcesem. Do tego potrzebne będzie jednak ciągłe wsparcie deweloperów, reagowanie na błędy (tych niestety nie brakuje) oraz przede wszystkim wprowadzanie nowej, angażującej zawartości. To zaś wymagać będzie obecności graczy na serwerach, a z tym może być różnie w przypadku tytułu, który na pierwszy rzut oka niczym specjalnym się nie wyróżnia i zyskuje dopiero przy bliższym poznaniu, a dodatkowo dostępny jest nie w formule free-to-play, a za ponad 100 zł. Pomóc może debiut w ramach usługi PlayStation Plus, ale nie da się ukryć, że prawdziwym testem dla Arcadegeddon będzie dopiero kilka kolejnych miesięcy po premierze.
Plusy:
+ oprawa audio (jeśli lubicie elektronikę);
+ satysfakcjonujące strzelanie;
+ przyjemna rozgrywka, zwłaszcza w kooperacji;
+ sporo kosmetycznej zawartości i ulepszeń do odblokowania;
+ przemyślane zarządzanie poziomem trudności.
Minusy:
- powtarzalność;
- błędy (przynajmniej w wersji PS5 ogrywanej przedpremierowo);
- szybko nudzi się podczas gry solo;
- soundtrack (jeśli nie lubicie elektroniki).