Podczas zaćmienia, przez ogromną lukę w warstwie ozonowej do atmosfery dostaje się gigantyczna chmura lodowatego powietrza z mezosfery. Chmura przemieszcza się z zastraszającą prędkością, mrożąc wszystko, co spotka na swojej drodze. Jedyna nadzieja w rękach Jacka Tate'a, naukowca zajmującego się meteorologią.
Fabuła nie jest w żadnym wypadku odkrywcza. Praktycznie cały film porusza się po utartych schematach gatunku, nawet nie próbując wyjść na teren oryginalności. Gdy przyjrzymy się poszczególnym elementom, mamy wszystkie podstawowe rzeczy, które mogliśmy oglądać w innych produkcjach katastroficznych na czele z tym, że główny bohater jest pracoholikiem, ma problemy małżeńskie i jego działania doprowadzają do uratowania związku. Gdy dokonamy głębszej analizy wydarzeń i zachowań bohaterów, zaczynamy dostrzegać olbrzymie niedopracowania ze strony scenarzysty. Jednym z najweselszych był moment, w którym główny bohater odpalił samochód w momencie, gdy na zewnątrz było -100 stopni Celsjusza. Nie mówiąc już o tym, że zeskrobał lód z szyby z taką prędkością, jakby były to gołębie odchody.
Jak na bardzo niski budżet, technicznie nie jest najgorzej. Efekt komputerowy lodowatego podmuchu został wykonany poprawnie, tak jak i sceny mrożenia. Nic w nich nie razi sztucznością. Problem zaczyna się w scenach lotu rakiet, balonów i samolotów, których wykonanie przypomina stare gry z komputera Amiga. Szkoda, że mając niewielkie pieniądze na efekty, twórcy popsuli własny produkt, oferując widzom nierówną jakość.
Michael Shanks podszedł do tego filmu jak zawsze. Gra na luzie, spokojnie, bez żadnego wysiłku. Oglądając "Arktyczny podmuch" i jego w roli naukowca, często można było odnieść wrażenie, że widzimy dr. Daniela Jacksona z serialu. Tak jakby dopiero przyszedł z planu Gwiezdnych wrót. Wtóruje mu Bruce Davison, który znowu odtwarza tę samą rolę - wysoko postawionego i ważnego człowieka w garniturze. Także wygląda i zachowuje się tak samo jak w każdym filmie, w którym gra. Pozostali aktorzy nie radzą sobie najlepiej - czasem są tragicznie sztuczni, lecz w większości scen jest to poziom wywołujący "przymknięcie oka". W tym aspekcie obraz nigdy nie schodzi poniżej linii z napisem: "o, rany, nie mogę dłużej, wyłączam".
Gdy już przymkniemy oko na przeciętny poziom produkcyjny, "Arktyczny podmuch" okazuje się być filmem, który da się całkiem przyjemnie obejrzeć w całości i wcale przy tym nie nudzić. Są nawet sceny, w których można się pośmiać, aczkolwiek przypuszczam, że ma to miejsce w innych momentach, niż zamierzyli twórcy. "Arktyczny podmuch" to, delikatnie mówiąc, bardzo przeciętna produkcja rodem z Australii, którą da się strawić w ekstremalnie nudny wieczór, nie mając obaw, że będziemy potem chorować.
- Reżyseria: Brian Trenchard-Smith
- Tytuł oryginału: Arctic blast
- Produkcja: Australia, Kanada , 2010
- Czas trwania: 01:28;00
- Dźwięk: angielski - DD 5.1; polski (lektor) - DD 5.1
- Format: 16:9
- Płyta: DVD-9
- Występują: Alexandra Davies, Bruce Davison, Saskia Hampele, Michael Shanks
- Sprawdź inne tytuły: Brian Trenchard-Smith
- Dystrybucja: Monolith Video
- Napisy: polskie
- Dodatki: zapowiedzi, zwiastun
- Cena: 26 zł