Nazwijmy rzecz po imieniu - takiego stężenia idiotyzmów nie widziano w telewizji dawno, a twórcy zamiast wziąć się w garść, wciąż powtarzają kalki z innych produkcji, tworząc bardziej autoparodię niż poważny i realistyczny serial. Przy tym wszystkim nie są w ogóle konsekwentni, o czym dobrze wiedzą. I na nic obietnice, że będzie epicko, a dialogi się poprawią. Panowie, jest źle. A nawet bardzo źle. Czyżby cała wasza praca szła w naprawdę niezłego The Flash? A może myślicie już o spin-offie, skoro najjaśniejszym punktem "Arrow" jest Ray Palmer? Na te pytania odpowiedzi nie uświadczymy, bo scenarzyści z upartością osła serwują nam kolejny raz sztampę, ubierając ją w drętwe dialogi. Jedyne, co się jeszcze jako tako broni, to choreografia walk, ale po ostatnich wyczynach widzianych w Daredevil Netflixa na nikim nie robi to już wrażenia. Co więc ma do zaoferowania Arrow? Praktycznie nic. Akcja kontynuuje wątki z odcinka poprzedniego. Roy trafia do więzienia po przyznaniu się, że jest mścicielem. Sytuację próbuje odkręcić Oliver, ale szybko pojawia się Laurel, która pokazuje odpowiedni papier - prokuratura nie wniesie zarzutów i Queen jest wolny. Laurel stawiająca się ojcu to jeden z jaśniejszych momentów serialu. Iskry aż lecą, ale co z tego, skoro szybko orientujemy się, że to i tak bez sensu? Kobieta sama decyduje w prokuraturze o pozwach, a jej przełożony widocznie nie ma nic do powiedzenia. Kapitan Lance się nie poddaje i zdobywa nakaz przeszukania piwnicy w klubie Thei. O piwnicy, jak i o tożsamości Queena wie już chyba całe miasto, a na pewno policja, która udaje się na miejsce. Specjalistą Lance od języków obcych nie jest, ale szybko orientuje się, że skrzynia pochodzi z Morza Chińskiego, a przecież tam przebywał Queen. Wszystko jasne. Brakuje jedynie odcisków palców, co niszczy misternie skonstruowaną akcję. I tutaj kolejna głupota scenarzystów. Skoro po mieście biega dwóch zamaskowanych mścicieli, jeden w zielonym kubraku, drugi w czerwonym, a policja ma Roya, to wiadomo, że ten czerwony zniknął. Nie można postawić zarzutów Oliverowi, że jest Arsenalem? Nawet biorąc pod uwagę, że nie można oskarżyć go dwa razy o to samo - przecież Arsenal to zupełnie inna postać! Scenarzystom gratulujemy dopasowywania wydarzeń pod wizję fabuły, która się niestety nie trzyma kupy. [video-browser playlist="684825" suggest=""] Pojawia się również przeciwnik tygodnia, który jest na ekranie kilka minut i nie wnosi nic nowego. A szkoda, bo Douga Jonesa można było wykorzystać na miliony sposobów. Tutaj kolejna niekonsekwencja. Arrow miał być serialem realistycznym. Pokazanie metaczłowieka można było jeszcze wyjaśnić związkiem z Central City, ale okazało się, że złoczyńca pochodzi z zupełnie innych stron. Jego motywacje są oczywiście nieważne, wszak jakaś sprawa i przeciwnik musieli się pojawić. Felicity, która nie poznała go w okularach, dopełniła jedynie smutnego obrazka całości. Jaki był więc jasny punkt odcinka? Ray Palmer. Brandon Routh wyśmienicie się bawi swoją rolą geniusza entuzjasty z lekko nerdowskim zacięciem. Jest to jedyna postać zagrana w pełni na luzie, bez zbędnego patosu i sztywności. Niech jak najszybciej dostanie swoja własną produkcję, bo tutaj się jedynie marnuje. Jego walka również została pokazana w ciekawy sposób. Podobało mi się także wykorzystanie sterowania kombinezonem na odległość przez Olivera, ale zrobiono to chyba tylko po to, by pochwalić się dynamicznym montażem (bo przecież Oliver sam mógł ten kombinezon ubrać, skoro i tak steruje się nim poprzez specjalną opaskę). Na koniec twórcy zaserwowali nam ogromną kliszę z ich ulubionego materiału źródłowego, czyli dzieł Nolana. Wiadomo, że Arrow od dawna stara się być nolanowo-batmanowy, ale powtórzenie motywu z filmu "The Dark Knight Rises", tyle że z wykorzystaniem Roya, jest już nie tyle przewidywalne, co smutne. Cliffhanger też nie ratuje sytuacji, ale pokazuje, że twórcy chyba sami nie wiedzą, jak Ra's al Ghul ma wyglądać. Jego broda coraz bardziej przypomina komiksowy pierwowzór, a i ulizana fryzura do tyłu spodoba się fanom komiksów. Nie dało się wcześniej? Czytaj również: „Agenci T.A.R.C.Z.Y.” – będzie jeszcze jeden spin-off? Adrianne Palicki i Nick Blood w rolach głównych! Nie wiem, co się dzieje z "Arrow" - wszystko jest tutaj nie tak, jak miało być. Flashbacki wydają się wrzucone na siłę i zmierzają donikąd. Czyżby naprawdę cała siła i pomysły poszły w drugi serial, który świetnie sobie radzi? Bo trzeba przyznać, że "The Flash" jest o wiele ciekawszy, na czym "Arrow" sporo traci. Nadziei na poprawę niestety nie widać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj