Po raz kolejny w Arrow sceny retrospekcji są nudnym i niepotrzebnym zapychaczem. Wyraźnie pomysły na nie skończyły się w drugim sezonie, więc zastanawiam mnie, po co twórcy ciągną je dalej na siłę. Nigdy nie mają żadnego wpływu na fabułę i nie prezentują nic interesującego (wyjątkiem było poznanie Johna Constantine'a). Rozwlekane do granic możliwości. Tym razem jednak przynajmniej mają jakieś znaczenie i sens, a pojawienie się Shado, choć naciągane okrutnie, jest miłym akcentem. Nie lepiej byłoby porzucić retrospekcje na rzecz rozwijania bieżącej historii? Powrót Roya jest przyjemnym motywem, który szybko przypomina, dlaczego był to fajny bohater i jak nieźle działają jego relacje z pozostałymi postaciami. Na pewno forma powrotu Roya do miasta jest zaskakująca, ale zarazem uzasadniona. Tutaj naprawdę istniało ryzyko, że jego pojawienie się będzie naciągane i pozbawione sensu ze względu na całe zamieszanie z poszukiwaniem przez policję. Powiązanie go z nowym czarnym charakterem, zwanym Calculator, jest dobrym pomysłem, który solidnie napędza ten odcinek. Jednorazowy występ na plus. Nyssa także pojawia się w tym odcinku i również pokazuje się z dobrej strony. Tę postać da się lubić i do tego zawsze jest w miarę przekonująca w scenach akcji. Kiedy doszło do pojedynku z Kataną, byłem pewien, że twórcy ją zabiją, ponieważ postać ta pojawi się w Suicide Squad, a tu niespodzianka. Mam nadzieję, że brak decyzji o zabiciu Katany to dobry prognostyk na przyszłość, który być może zmieni to trochę absurdalne podejście. Tak czy owak, jej szantaż Olivera to nawet przyzwoity pomysł, z którego może wyniknąć coś interesującego w dalszych odcinkach. No url Thea dalej ma problemy z sobą i cały ten wątek nie jest dobry. Z jednej strony wszyscy zachowują się tak, jakby już miała w następnej scenie umrzeć, a przez to jest ckliwie i mdło; z drugiej jest z tym związany wesoły dylemat Olivera, który dostaje w tym odcinku ważną lekcję i wyciąga wnioski, stając się lepszym człowiekiem. Kłopot w tym, że zostało to przedstawione w okrutnie banalny sposób, jak z jakiejś kreskówki, w której bohaterowie muszą przedstawić młodym widzom morał dnia. W tym wszystkim tak naprawdę znaleźć można jeden plus - fajny dystans w jednej scenie rozmowy Olivera z resztą, kiedy to śmieją się z tego, jak ciągle czuje się winny, i nazywają go Green Guilt. Taki drobny zabawny moment, których chciałoby się więcej oglądać, bo w tej jednej chwili twórcy trochę wyśmiali samych siebie (w końcu odnoszą się do trochę nieumiejętnego kreowania superbohatera). Podobnie kreskówkowo jest z Felicity, która także w równie banalny sposób dostaje lekcję, wyciąga wnioski i podaje na tacy morał dnia. Nie mam nic przeciwko takim wątkom, ale niech one będą przedstawione z jakimś pomysłem, a nie tak szablonowo. Do tego wszystkiego twórcy zdecydowali się wprowadzić wątek godny opery mydlanej, czyli powrót ojca Felicity po latach, który naturalnie musi być zły. Nie są oni jednak w tym za bardzo subtelni, bo podczas scen pojedynku Felicity z Calculatorem to samo automatycznie przychodziło do głowy. Wydawało się to wręcz naturalne, że największym nemezis Felicity będzie jej ojciec. Co następne? Duch ojca Olivera? Matka Olivera jednak przeżyła? A może Tommy? Czy te powiązania rodzinne naprawdę są konieczne? Na razie to wywołuje efekt odwrotny od zamierzonego i nie widzę w tym potencjału. Tym razem otrzymaliśmy przeciętny odcinek Arrow - bez wątpienia trochę lepszy od poprzedniego, aczkolwiek sceny akcji dalej kuleją (ucieczka Nyssy...). Mimo wszystko więcej rzeczy tutaj zagrało, a obecność Roya, Nyssy i twardszej Felicity to zdecydowanie jaśniejsze punkty. Nadal jednak wiele tutaj brakuje do tego, co powinno być. Najważniejsze, że teraz oglądało się to przyjemniej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj