Mam wrażenie, że scenariusz skupia się na zbyt wielu wątkach, skacząc po nich w nadmiernie szybkim tempie. Kłopoty dyrektora teatru są tak liczne, że skutkują rosnącym zainteresowaniem, ale powinny być jaśniej prezentowane. W fabule łatwo można się pogubić, jeden problem nie zostaje zażegnany, a już pojawia się drugi i widz nie ma nawet chwili oddechu, żeby przyswoić nowe informacje. W konsekwencji serial staje się trochę chaotyczny. Chociaż nadal ogląda się go z przyjemnością, to można odczuć, że coś w nim nie gra. Jedną z oznak braku porządku w scenariuszu jest szybkość, z jaką zmienia się sytuacja. Dopiero co mogła wyglądać beznadziejnie i na horyzoncie pojawiało się widmo katastrofy, a za moment dostajemy przesłanki, że sprawy mogą potoczyć się dobrze dla bohaterów. Wcześniej można było powiedzieć, że to świadczy o nieprzewidywalności historii, ale teraz pokazuje jej chaotyczność. Brakuje uspokojenia akcji, gdy okoliczności są beznadziejne lub wręcz przeciwnie – zapowiadają nie najgorszą przyszłość. Wtedy też zwroty wydarzeń działałyby z większą siłą. Trzeba jednak przyznać, że twórcy wciąż potrafią porządnie zaskoczyć. Moc, z jaką dokonują tego w piątym odcinku, prawie każe zbierać szczękę z podłogi. Zagranie opiera się na prostym pomyśle, lecz najważniejsze, że spełnia swoje zadanie. Natomiast różnie można spojrzeć na coraz wyraźniejszy udział w akcji zmarłych dyrektorów teatru. Z jednej strony nie gryzie się to z fabułą - w końcu miejsce akcji jest przesiąknięte przeszłością i roztacza aurę tajemnicy. Z drugiej wykorzystanie duchów mogło być inne, bardziej subtelne, a tym samym robiące lepsze wrażenie. Przynajmniej utrzymany zostaje niepokojący klimat, a niektóre sceny (właśnie dzięki zjawom) przybliżają go do nastroju grozy. Niech nikogo nie zwiedzie małe marudzenie, bo Artyści to wciąż bardzo dobra produkcja, która niejednokrotnie pokazuje swoje atuty. W recenzowanych odcinkach występują one wcale nie w mniejszym natężeniu. Obok niezwykłej atmosfery nadal jesteśmy raczeni emocjonującymi dialogami i niewymuszonym humorem. Postacie przyciągają z tą samą siłą co na początku sezonu, a dyrektor teatru wreszcie zaczyna działać – to także ma prawo się podobać. Jednak zdecydowanie najciekawsze jest odnoszenie się twórców do rzeczywistości. Nie chodzi tu tylko o sytuację teatru w Polsce, lecz również o wzorowanie się na prawdziwych osobach (np. reżyser nadużywający zwrotu „po prostu” był inspirowany Krzysztofem Garbaczewskim). Takie fakty pozytywnie wpływają na odbiór produkcji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj