Twórcy Ash vs. Evil Dead nie dają nam dużo czasu na oddech. Przez zrządzenie losu zło powraca i zaczyna się jazda bez trzymanki. Jest to powrót jak zawsze krwawy, wycelowany w Asha oraz też w pewien sposób zaskakujący, gdy spojrzymy na związek historii z Ruby. Jej wątek w tym odcinku jest najbardziej intrygujący i zagadkowy. Trudno powiedzieć, czego ma dokonać rytuał, który przeprowadza nad Necronomiconem. Na pewno ma związek z Ashem. Ta ostatnia scena, w której coś rodzi się w jej brzuchu, wydaje się sugestywnie pobudzać ciekawość. Jest to jeden z takich motywów, który buduje potencjał rozwoju na przyszłość. Odcinek daje nam fabularną bombę, która zmienia dynamikę w grupie bohaterów. Fakt, że Ash ma żonę oraz córkę, o których nie ma pojęcia, to rzecz zabawna, zaskakująco dobrze pasująca do bohatera i z dużym potencjałem. Twórcy wprowadzają to z pełną świadomością i zgodnością z charakterem Asha. Nie zmienia się nagle w kochającego ojca, który zrobi wszystko dla córki i jakoś szczególnie nie jest przybity spektakularną śmiercią żony. Ash ma serce, więc na pewno w jakiś sposób się zaopiekuje dzieckiem, ale już widać, że ta relacja będzie jasnym punktem sezonu. Ta scena, w której Ash myli imię zrozpaczonej Brandy, a ta na koniec mu rzuca soczystym "pieprz się", niesie ze sobą potencjał, który wyrwie się schematom relacji ojca z córką. Na razie jestem zaintrygowany, bo czuć, że Brandy może być znakomitym dodatkiem do tego serialu. Tylko twórcy muszą pozwolić jej zaistnieć jako ona, byśmy nie postrzegali jej tylko przez pryzmat Asha. Mam jednak problem ze starciem ze złem w tym odcinku. Z jednej strony schematyczne pojawienie się demona i straszenie nastolatków jak w kiepskim horrorze jest tylko poprawne. Niby jest wpisane w konwencję serialu, ale z drugiej strony jest za bardzo schematyczne. Powielanie kliszy z horroru bez pełnego oparcia na konwencji tego świata. Brak w tym atmosfery grozy i przegiętego humoru, który zawsze szedł w parze. To powinno pojawić się w starciu w sali muzycznej, ale dostajemy rzecz strasznie irytującą. Zamiast zabawnej walki Asha ze złem, jest działający na nerwy demon, który bezsensownie gra na każdym instrumencie, tworząc z tej sceny kakofonię dźwięku i obrazu. Nie ma za bardzo emocji, śmiechu czy sensu. Bardzo poniżej poziomu tego, co ten serial pokazuje. Grupa znowu jest razem. Ash vs. Evil Dead powraca z zaledwie solidnym odcinkiem, który ma tylko dobre momenty. Nie brak humoru (Ash reklamujący sklep!) i ogromnie wysokiego poziomu przemocy. Ten serial jednak przyzwyczaił do czegoś lepszego, gdzie współgranie atmosfery, dziwacznego humoru i akcji działało o wiele lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj