"Assassin's Creed: Unity" to wreszcie powrót do korzeni serii. Po tułaczce na wodach Ameryki Północnej "AC" przenosi gracza na Stary Kontynent. Wraz z nową generacją konsol zaczął się dla cyklu nowy okres, a jego początek zarówno wydawca, jaki i gracze będą bardzo długo pamiętać, niekoniecznie dobrze. Czy "Assassin's Creed: Unity" udźwignęło ciężar marki, który spoczywał na barkach gry? Głównym bohaterem "Assassin's Creed: Unity" jest Arno Dorian, a poznajemy go, kiedy wraz z ojcem udaje się do pałacu w Wersalu. Tu poznaje swoją późniejszą miłość oraz spotyka go jedna z wielu życiowych tragedii, której na przestrzeni gry będziemy świadkami. W wyniku zdarzeń, które wieńczą inną odsłonę serii – grę "Assassin’s Creed: Rogue" (nasza recenzja) – Arno trafia pod opiekę tajemniczej postaci, ojca dziewczynki, do której szybciej zabiło mu serce. Po latach od tych wydarzeń, kiedy Arno ma już kilkanaście lat, dochodzi do kolejnej traumatycznej dla chłopca chwili: jego przybrany ojciec ginie w podobnych okolicznościach co jego biologiczny ojciec. Chłopak zostaje wrobiony w zabójstwo i trafia do najcięższego więzienia w tamtych czasach we Francji – do Bastylii. Wydarzenia obserwowane przez nas do tego momentu to zaledwie wstęp do prawdziwej akcji.

[video-browser playlist="637139" suggest=""]

Tam Arno poznaje Pierre’a Belleca, jednego z wysoko postawionych mistrzów Zakonu Asasynów we Francji. To właśnie Bellec szkoli młodego Arno, nim ten na poważnie wstąpi w szeregi Asasynów, co w związku z zamieszkami rewolucyjnymi następuje dość szybko. Bohaterowi najnowszej odsłony serii bliżej do Aidena Pierce’a, głównej postaci innej gry Ubisoftu – "Watch Dogs". Trudno polubić Arno; jest on postacią raczej obojętną i bezbarwną, nie ma charyzmy Ezio czy Edwarda. Młody Dorian jest małomówny, brakuje mu charakteru i śmiałości, jaką posiadał chociażby włoski Asasyn. Pozbawiony jest bezczelnej pewności siebie, która towarzyszyła piratowi Edwardowi oraz Templariuszowi Shayowi. Szkoda, bo na wspaniałej postaci można budować wspaniałą historię. Jak już poległo się na jednym polu, to na drugim będzie bardzo trudno odbić się od dna i odwrócić sytuację na swoją korzyść. Ubisoftowi udało się to średnio. Zobacz także: Nowy materiał z „Dragon Ball: Xenoverse” Pomimo tego, że bohater przywdziewa szaty zarezerwowane dla Asasynów, szybko odkrywamy, iż podążą nieco inną ścieżką. Prywatna wendetta – tak właściwie należałoby to określić. Skrytobójca Dorian likwiduje cele, które mają mu pomóc rozwiązać sprawę zabójstwa François de la Serre, jego przybranego ojca i mistrza Zakonu Templariuszy w jednym. Intryga, która wokół całego wydarzenia się toczy, sprowadza się do tego, że cele Arno w większości przypadków pokrywają się z założeniami Asasynów, więc ci często przymykają oko na wybryki nieokiełznanego zabójcy. Fabularną całość podzielono na 12 sekwencji, a w skład każdej wchodzi kilka wspomnień - zdecydowanie mniej niż w przednich odsłonach cyklu. Dlatego skupianie się tylko na głównym fabularnym wątku gry kompletnie mija się z celem. Raz: będzie trudno pod koniec, bo nie rozwiniecie należycie swojej postaci; dwa: będzie to cholernie krótka zabawa, która niewątpliwie wpłynie na Waszą ocenę gry. W "Assassin’s Creed: Unity" trzeba naprzemiennie wykonywać misje fabularne i poboczne, wszystko przeplatając zadaniami realizowanymi w kooperacji przez sieć. Tylko w ten sposób uda się zebrać odpowiednie środki finansowe i wyposażenie, dzięki którym końcowe misje nie będą Wam sprawiały aż tak wielkiego problemu. Przechodząc grę, nie sposób uniknąć efektu deja vu. Wiele misji, szczególnie tych opowiadających historię, to powielanie tych samych schematów. Zwykle odbywa się to w ten sposób: otrzymujemy zlecenie, następnie udajemy się do wyznaczonego punktu, tam dokonujemy obserwacji, na podstawie której otrzymujemy przydatne informacje, takie jak słabe punkty czy miejsca idealne do dywersji. Mając te dane, przystępujemy do misji. Najpierw trzeba odszukać cel za pomocą orlego wzroku, a później go zlikwidować i bezpiecznie oddalić się, gubiąc ścigających. Od tej nudnej schematyczności odskocznie stanowią liczne aktywności poboczne, a tych jest sporo, począwszy od szukania znajdźek, przez rozwiązywanie spraw z morderstwem w tle, a skończywszy na szukaniu i otwieraniu skrzyń z prezentami. Seria "Assassin’s Creed" zawsze słynęła z mnóstwa przedmiotów do odszukania i identycznie jest w tym przypadku. Zobacz także: Śródziemie w grach wideo Ciekawie rozwiązano rozwój postaci - w "Assassin’s Creed: Unity" odbywa się to poprzez zakupy. Każda misja, każda aktywność poboczna i każde zadanie w kooperacji ma coś od zaoferowania: począwszy od waluty w grze, poprzez elementy ubioru, a skończywszy na specjalnych punktach, za które kupujemy wyjątkowe zdolności bohatera. Za te ostatnie możemy kupić umiejętność kamuflażu, zwiększenie wytrzymałości, umiejętność lepszego posługiwania się bronią białą, palną oraz długą. Dzięki nim Arno może zostać mistrzem włamywania się i zyskać wiele innych umiejętności - przydatnych również w kooperacji. Z kolei za pieniądze, które wpadają do sakwy bohatera za renowację budynków, kupić można lepsze uzbrojenie i elementy stroju, które opisane są następującymi parametrami: walka wręcz, zdrowie, zasięg broni oraz pozostawanie w ukryciu. Im droższy element ubioru, tym parametry te są wyższe. Niemniej by zasłużyć sobie na ciekawsze wyposażenie, trzeba rozgrywać misje, które je odblokują.

[video-browser playlist="637141" suggest=""]

"Assassin’s Creed: Unity" świetnie prezentuje się od strony wizualnej. Zapewne jest to dla Was istotna informacja, bo wydawca otrzymał od fanów tęgie lanie za różne niedociągnięcia. I zasłużenie. Ale tamta gra, tamto "Assassin’s Creed: Unity" - z dnia premiery - i to po ponad miesiącu od wydania to dwie zupełnie różne produkcje. Wyeliminowano większość problemów, a ogrywając ją wszerz i wzdłuż na PlayStation 4, zauważyłem tylko nieliczne błędy. W finałowej scenie ukryte ostrze było faktycznie ukryte, a chociaż powinno być widoczne we właściwym momencie, to gra zdecydowała się go nie wyświetlić. Wyglądało to komicznie, ale do przeżycia. Poza tym problem ten wystąpił tylko raz. Gorzej wyglądała sprawa z włosami bohaterów. Podczas cinematików i przejść między scenami włosy postaci zachowywały się co najmniej dziwnie. "Assassin’s Creed: Unity" wbrew temu, co do tej pory mogliście przeczytać, nie jest już grą pełną błędów i niedoróbek. To głównie przepiękna wizualizacja Paryża u schyłku XVIII wieku. To tętniący życiem organizm. Uliczki pełne są mieszkańców, wszyscy zajmują się swoimi sprawami, prowadzą rozmowy, konspirują, maszerują ze sztandarami i patriotycznymi pieśniami na ustach. To już nie kilkunastoosobowe grupki, tylko prawdziwe skupiska setek rezydentów Paryża - tych wywodzących się z najwyższych sfer oraz tych leżących w rynsztokach. Gdzie się nie zatrzymacie, tam zawsze coś ciekawego zaobserwujecie: a to praczkę piorącą ubrania, a to złodziejaszków okradających bogatszych (tu możecie interweniować). Prawdziwe arcydzieło, w większości wolne od błędów. Klony modeli postaci zdarzają się czasami, ale nie rzucają się zbytnio w oczy (zwykle różnią się detalami), niemniej wprawiony obserwator powinien wychwycić bliźniacze postacie bez problemu. Zobacz także: Najlepsze trailery gier z 2014 roku Architektura miasta to także coś, czemu warto poświęcić kilka zdań. Nigdy nie przepadałem ze stolicą Francji, ale w tamtych czasach nie miała ona sobie równych. Ciasno upchane obok siebie charakterystyczne domki, kamienice, place, znane dziś zabytki - wszystko w "Assassin’s Creed: Unity" stoi otworem, niekiedy nawet dosłownie. Wiele obiektów w grze to otwarte konstrukcje, do których Arno może wbiec czy wejść przez okno. Tam może się rozejrzeć, a zwykle jest za czym, bo jakaś skrzyneczka przeważnie się znajdzie. Projektanci odrobili zadanie z architektury francuskiej czasów sprzed Wielkiej Rewolucji. Można powiedzieć, że studiowali ją cegiełka po cegiełce. To w połączeniu z żyjącym miastem pełnym ludzi sprawia, że "Assassin’s Creed: Unity" pod tym względem nie ma sobie równych. To ze wszech miar najlepiej odwzorowująca tamte realia produkcja. Żałować można jedynie, że w parze z tym nie idą inne czynniki, które pozwoliłyby grze wybić się.

[video-browser playlist="637145" suggest=""]

Z czym jeszcze jest problem? Z czasami loadingów. "Assassin’s Creed: Unity" to pierwsza gra, w jaką grałem, w której Fast Travel działa wolniej niż "ręczne" przemieszczanie się postacią. Korzystałem z niego tylko w ostateczności albo kiedy nie było mi szkoda czasu. W innym przypadku mija się to z celem. "Assassin’s Creed: Unity" w obecnej formie (ponad miesiąc od premiery) to z pewnością udany powrót na europejską ziemię. To gra warta sprawdzenia, a dla fana serii - pozycja obowiązkowa, którą teraz śmiało mogę polecić. To co, że bohater jest nijaki, a historia nudna? To "Assassin’s Creed", a te gry trzymają w miarę wysoki poziom - i tak jest również w tym przypadku. Dodatkowym plusem dla mnie jest rezygnacja z rozgrywanych we współczesności elementów związanych z Abstergo. Mieliśmy z tym już do czynienia w "Assassin’s Creed: Rogue", zatem być może Ubisoft z kolejną (a tę już poznaliśmy) odsłoną serii będzie dalej podążał w tym kierunku. PLUSY: cudowny i pełen życia Paryż, kooperacja, ciekawe misje poboczne i mnóstwo aktywności w mieście, minimalizacja wątku współczesnego, czuć klimat rewolucji francuskiej. MINUSY: nudny bohater, mało interesująca fabuła, czasy wczytywania, zbyt inwazyjna integracja z zewnętrznymi aplikacjami dedykowanymi grze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj