Autsajder na papierze prezentował się bardzo intrygująco. Nie tylko przenosimy się do czasów PRL-u, ale też widzimy od środka, jak system ten potrafił niszczyć ludzkie wartości, odbierając im wolność. Całość obserwujemy oczami młodego chłopaka, który z początku żył w swoim świecie, ale nieszczęśliwym trafem zostaje wrobiony i staje się więźniem politycznym. Świat chłopca posiadającego duszę artysty zostanie wywrócony do góry nogami i mogłoby się zdawać, że spowoduje to sporą przemianę w jego sposobie życia i myślenia. Ostatecznie jednak nie dochodzimy do podobnych konkluzji po zobaczeniu napisów końcowych. Franek, w którego wcielił się syn reżysera, Łukasz Sikora, to chłopak bardzo poczciwy, żyjący trochę w bańce i starający się unikać problemów. Kiedy jednak te spadły na niego jak grom z jasnego nieba, nie za bardzo zdaje się wiedzieć, co robi. Niestety, ale postać Franka jest tytułowym autsajderem dosłownie przez jeden początkowy dialog z jego kolegą, gdzie podkreśla, iż polityka nie interesuje go. Później jednak idzie w zaparte i wiedząc, za czyje czyny będzie cierpiał, nie piśnie nawet słówka. Czy tak zachowałaby się osoba obojętna? Niekonsekwencje w poczynaniach Franka widzimy bardzo często. Kiedy zostaje zamknięty w więzieniu, przystępuje grzecznie do każdej grupy. Nie wyróżnia się niczym od innych, może tym, że rzeczywiście siedzi za niewinność. Przez tego typu nielogiczne zachowania bohatera zdaje nam się, że oglądamy po prostu próbę wyrzucenia z siebie przez reżysera kilku negatywnych wspomnień związanych z więzieniem w tamtym okresie czasu. Obrazki te nie są jednak tak mocne i choć czasem próbują być szokujące, to tego typu prób widzieliśmy wiele nawet w naszym kinie. Film w swojej konstrukcji jest bardzo sprawnie zrealizowany, ale kuleje na poziomie scenariusza. Co z tego, że drugi plan prezentuje się bardzo dobrze i reżyser każdemu daje wybrzmieć na ekranie, skoro już w pierwszych minutach upada fundament w postaci, który raczej nie jest obojętny, jak wskazywałby tytuł, a niemądry. Ostatecznie podążamy za bohaterem, który nie miał wiele wspólnego z logicznym myśleniem i oglądamy jego oczami podróż po zakładach karnych w czasach PRL-u. Nie brzmi to specjalnie atrakcyjnie. Choć trochę jest, bo dla osób niepamiętających tamtego okresu, to świetna lekcja pokazująca, że odrzeć człowieka z godności jest niezwykle prosto. Jest też kilku świetnie zagranych bohaterów drugoplanowych, którzy mają tutaj coś do powiedzenia. O wiele więcej niż obserwujący wszystko Franek, który jakby zgodził się na oglądanie morderców i więźniów politycznych. Nie przeszkadza mu nawet specjalnie fakt, że jeden z nich przekroczył w pewnym momencie granicę prywatności. Subiektywizacja narracji jest aż nadto widoczna, ale czasem ma się wrażenie, że Franek jest jak widz, potulny i grzeczny, dający widzom to, co chcą zobaczyć. Niezależnie od logiki i mądrości swoich wyborów. Autsajder realizacyjnie to naprawdę solidny poziom. Więzienia wyglądają tak, że naprawdę ma się przed nimi respekt. Dobrze wypadł też debiutant Łukasz Sikora, który być może miał lepiej wczuć się w wątki terapeutyczne, które przeżył jego ojciec, reżyser. Jest tutaj dbałość o detale i może stanowić dobrą lekcję historii. Oglądanie jednak przez cały film zerowych motywacji bohatera nie stanowi największej przyjemności.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj