Avatar: Frontiers of Pandora to gra, w której trafiamy na planetę znaną z filmów Jamesa Camerona. Czy warto udać się w tę wirtualną podróż?
Fabuła
Avatar: Frontiers of Pandora toczy się niemalże w tym samym czasie co wydarzenia z drugiej części filmu, ale od razu muszę przestrzec, byście nie nastawiali się na spotkanie znajomych twarzy czy usłyszenie znanych głosów. To zupełnie inna historia z nowymi bohaterami, choć jej podstawy są bardzo zbliżone do tego, co znamy z filmów. Wcielamy się w rolę bezimiennego Na'vi, który przez lata był więźniem korporacji RDA w ramach ich programu ambasadorów. I tu już pojawia się pierwsza z wielu fabularnych głupotek, bo nasz bohater spędza czas między pierwszym a drugim filmem w komorze kriogenicznej. Wygodne dla fabuły? Tak. Dobre i z sensem? Nie.
Nie jest to jednak jednak największą wadą tej historii, gdyż jest ona po prostu... nudna. Nie jest zła, jest zwyczajnie nijaka. Jak na grę, która jest właściwie klonem
Far Cry w kosmosie, brak tu podstawowego elementu, który czyni tamtą serię tak dobrą, a mianowicie ciekawego czarnego charakteru. Właściwie to nie mu tu żadnej ciekawej postaci. Co prawda każda z nich daje nam jakiś wgląd w kulturę Na'vi oraz to, co dzieje się na Pandorze, ale nie zmienia to faktu, że wszyscy, włącznie z bohaterem, są do bólu standardowi. I jeszcze jedno: pamiętacie, jak przy premierze filmu mówiło się, że to historia Pocahontas w kosmosie obsypana przekazem pro środowiskowym? No więc tutaj zostaje to wyniesione to potęgi entej. Nie mówię że obrona klimatu i Ziemi to zła rzecz, wręcz przeciwnie, ale nie trzeba tego tak wpychać nikomu do gardła.
Osią rozgrywki jest tu eksploracja, mająca na celu przede wszystkim uczynić nas silniejszymi, oraz walka z RDA, a raczej jej unikanie, gdyż gra miejscami sowicie nas karze za otwarty konflikt. Problem w tym, że skradanie jest zupełnie niezbalansowane. Nawet przy wykupieniu odpowiednich umiejętności cichego poruszania się, niewiele to daje, gdyż wrogowie mają nadnaturalny wzrok i bardzo łatwo nas dostrzegają z naprawdę dużych odległości. To mocno problematyczne, bo dysponują oni przeważającą siłą ognia. Nasze uzbrojenie świetnie radzi sobie z fauną Pandory, ale w starciu z karabinami maszynowymi i wielkimi mechami już nie bardzo. Nie dość, że broń wroga szybko może zrobić z nas mielone, to jeszcze, jakkolwiek potężne, łuki (z jednym wyjątkiem) są bardzo powolne i brak im sensownego zasięgu. No chyba, że atakujemy z ukrycia, co nie jest takie proste, bo często po pierwszym celnym strzale wrogowie od razu wiedzą gdzie jesteśmy i wszczynają alarm. Br0ń palna zaś, nie dość, że niemal od razu wywołuje alarm, to jeszcze jest średnio przydatna. Karabin jest w zasadzie bezużyteczny: ma straszny rozrzut i kiepski zasięg, a strzelba przydaje się tylko w zwarciu, do którego ciężko doprowadzić. Nie pomaga też fakt, że o ile jeszcze wspomniane mechy są naszej wielkości i relatywnie łatwe do trafienia, tak już piechota, niesięgająca nam nawet do pasa, już nie bardzo. I nie pomaga tu nawet asysta celowania. Na początku wspominałem, że gra karze nas srogo za agresywne granie. Nie chodzi tylko o trudność przy wymianie ognia. Gdy podczas niszczenia instalacji RDA wywołamy alarm, nagrody za wyczyszczenie okolicy będą zmniejszone o połowę.
Eksplorację znów muszę porównać do serii
Far Cry i momentami jest ona znacznie gorsza niż tam. Dodano tu całkiem zbędne systemy RPG i wytwarzania przedmiotów połączone z survivalem. Żeby mieć choć cień szansy w starciu z przeciwnikiem, trzeba cały czas starać się zdobyć jak najlepszy sprzęt, a ten musimy po prostu stworzyć. To, co oferowane jest u handlarzy, szybko staje się bezużyteczne. I w ten sposób dochodzimy do kolejnych bezsensownych, zbędnych mechanik. Do posiadania jak najlepszego sprzętu musimy mieć bowiem najlepsze materiały, a ich zdobycie jest przesadnie skomplikowane. Rozumiem fakt, że należy zabić zwierzę jedną strzałą i trafić w czuły punkt - to strawne i logiczne. Ale już minigierka związana z wyrywaniem roślin? Do tego jeszcze, żeby mieć naprawdę najwyższe statystyki, trzeba wyrywać je bardzo delikatnie oraz... o odpowiedniej porze dnia i w sprzyjających warunkach pogodowych. Żeby zdobyć najlepsze materiały, trzeba nie tylko wiedzieć gdzie dana flora i fauna się znajduje, w czym pomaga trochę podręcznik łowcy, to jeszcze trafić na idealne warunki, albo spamować zmianę pory dnia i nocy aż się trafi właściwa pogoda. Ostatnią mechaniką, która jest kompletnie niezbalansowana, jest energia. Zużywa ją wszystko, począwszy od biegania, automatycznego odnawiania zdrowia a skończywszy na szybkiej podróży. Zdecydowanie za dużo czasu spędzimy więc w kuchni i polując na zwierzęta, tudzież zbierając owoce i warzywa.
Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, to nie ma co się oszukiwać: gra jest po prostu przepiękna. Pandora jest dokładnie taka, jaką znamy z filmów, to cudowny, żyjący świat pełen kolorów i różnorodności. To też pokaz niesamowitych możliwości silnika Snowdrop i nadzieja, że w przyszłości Ubisoft będzie w stanie jeszcze więcej z niego wyciągnąć. Jeśli zaś chodzi o udźwiękowienie, to nie ma też się do czego przyczepić. Świetni aktorzy głosowi, muzyka opisowa idealnie pasuje do klimatu, a efekty dźwiękowe trafiają prosto w punkt. Oprawa jest zdecydowanie największą zaletą tej produkcji i choć nie jest to w mojej opinii wystarczający powód, żeby utrzymać produkcję na ponadprzeciętnej powierzchni, to zdecydowanie jest to aspekt, który należy pochwalić.
Oprawa audiowizualna
9
/10
Ocena końcowa
6/10
Oprawa audiowizualna
9/10
Avatar: Frontiers of Pandora jest grą przepiękną wizualnie i oferującą głębokie jak nigdy dotąd spojrzenie na świat stworzony przez James Camerona. Niestety jest to właściwie jedyna rzecz, która jakkolwiek ratuje tę grę. Przeciętna historia, głupie decyzje kreatywne i ogromny niewykorzystany potencjał sprawiają, że tytuł ten jest zaledwie cieniem tego, czym mógł się stać. A wielka szkoda, bo jest to naprawdę bogate i ciekawe uniwersum, które oferuje niemal nieograniczone możliwości, a zamiast tego dostajemy klon
Far Cry, który pozbawiony jest najważniejszych elementów czyniący tę serię tak popularną.
Plusy:
+ przepiękny i rozległy świat Pandory;
+ latanie na Ikranie;
+ nowe spojrzenie na świat Avatara.
Minusy:
- wymuszone i niezbalansowane skradanie;
- upierdliwe elementy survivalu;
- bardzo jednostronna walka;
- wytwarzanie przedmiotów;
- przesadne skomplikowanie niektórych mechanik.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h