Podobne uczucie zagubienia i niejasności fabularnych odczuwałem już podczas czytania komiksów z serii Nowego DC. Bez znajomości tie-inów, podstawowa seria o Batmanie miejscami rozchodziła się w szwach, a lektura powodowała wrażenie, że coś mi umyka. Zabierając się za "Świat Avengers" nie spodziewałem się, że przeczytawszy ten album będę się czuł, jakby dosłownie umknęło mi wszystko. I nie chodzi jedynie o napompowaną nowymi superbohaterami drużynę - z niektórymi z nich zetknąłem się zresztą po raz pierwszy. Chodzi o mnogość wątków, o totalne pomieszanie retrospekcji z teraźniejszością, o ilość krain, nowych przeciwników i sojuszników. Jasne, nowych dla mnie, jako że jestem właśnie jednym z tych mniej zagorzałych fanów Marvela i po prostu muszę mieć czas na inne lektury. I tak imponuje ilość serii z Marvel Now, które postanowił wydać Egmont, a razem z WKKM robi się z tego naprawdę konkretna propozycja dla polskich czytelników. Ale wciąż to i tak kropla w morzu w porównaniu z tym co wydane zostało ostatnimi laty w USA, czyli z epicką, wielowątkową opowieścią prowadzącą fabułę komiksów Marvela do tegorocznych "Secret Wars". I trochę wstyd, że nawet w takiej kropli człowiek ma problemy z odnalezieniem się w fabule.

Źródło: Egmont
 

Za serię o Avengers odpowiada od jakiegoś czasu Jonathan Hickman, który lubuje się w wypełnianiu swoich scenariuszy naukowo-technologicznymi nowinkami. Dobrze, że Egmont zaserwuje nam również "New Avengers" tegoż autora, bo ów tytuł ściśle uzupełnia się z recenzowanym tu albumem. Sam projekt Marvel Now wyrasta z eventu "Avengers vs X-Men", w którym, jak jasno wynika z tytułu, trzaskali się ze sobą bohaterowie obu drużyn. I jak to w komiksach Marvela bywa, efektem owego konfliktu były kolejne, wiekopomne konsekwencje dla uniwersum - kto jest ich ciekaw, radzę pobuszować za skrótem fabuły w Internecie, bądź zakupić oryginalne wydania. Pokłosiem wydarzeń eventu stają się między innymi narodziny idei znacznego powiększenia składu Mścicieli, tak aby mogli oni sprawnie radzić sobie z każdym rodzajem zagrożenia. Avengers to już zatem nie kilkoro superbohaterów. Kiedy stanowiący człon drużyny bohaterowie zostają uwięzieni na Marsie przez tajemniczego Ex Nihilo, nic nie stoi na przeszkodzie, by pozostali ruszyli im na pomoc. Tym samym poziom epickości w tworzonej przez Hickmana opowieści podnosi się jeszcze wyżej, ale nie ma się co dziwić, ta historia z założenia miała przedstawiać rzeczy ostateczne dla całego uniwersum.

"Świat Avengers" przeczytałem ponownie i co najważniejsze, nie śpiesząc się. Pobawiłem się nawet w podstawianie liter naszego alfabetu w załączony do komiksu Kod Budowniczych. Dzięki temu załapałem, o czym tak rozpaczliwie próbował poinformować uczestników wydarzeń na Marsie osobnik nazywany początkowo Nowym Adamem, który miał być pierwszym przedstawicielem rasy stworzonej przez Ex Nihilo w celu zastąpienia Ziemian. No właśnie - Ex Nihilo, Aleph i Abyss - to wokół tych, nieznanych wcześniej postaci rozgrywa się pierwsza połowa albumu i to za ich sprawą po raz kolejny Ziemia znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie, a stężenie epickości w komiksie zaczyna niebezpiecznie wkraczać na niekontrolowane przez twórców obszary. Chyba przesadzam (to po prostu wciąż echa wrażeń z pierwszego czytania), bo jednak Hickman tę epickość z nieodzowną domieszką patosu kontroluje i serwuje z pełną, twórczą świadomością. Drugą połowę albumu wypełniają portrety trójki mniej znanych bohaterów - Hyperiona i dwóch kobiecych postaci, Smashera i Kapitan Wszechświat. To superbohaterowie o prawdziwie potężnych mocach i epickość w ich przypadku jest jak najbardziej na miejscu. Jej stężenie podkreślają też rzecz jasna rysunki z ich niebanalną kolorystyką (chyba już nie wrócą niewinne czasy jaskrawej palety barw w komiksach Marvela), choć po prawdzie, kreska Andy'ego Kuberta w drugiej części albumu jest nieco lżejsza niż Openy w pierwszej. No dobrze, śledzimy zatem losy Hyperiona, Smashera i Kapitan Wszechświat, a co z resztą tych bardziej nam znanych i bliskich sercu fana członków drużyny?

Iron Man i Kapitan Ameryka odgrywają w fabule dość istotną rolę ("Zaczęło się od dwóch mężczyzn. Zaczęło się od idei"), ale Thor, Czarna Wdowa, Hawkeye i nawet Spider-Man schodzą na drugi plan, co tak naprawdę można uznać za plus serii. Szczególnie intryguje postać Kapitan Wszechświat, dzięki której zza pokładów serwowanej przez scenarzystę epickości przebijają liryczne nuty, a nawet znalazło się miejsce dla małej dawki zaskakującego humoru (krótki przerywnik z ciastem). Co więcej, po ponownej, uważnej lekturze komiksu, zamysły scenarzysty zaczęły się w końcu klarować i dotarło do mnie, że jednak ma on wizję, w której czytelnik może - choć z pewnymi oporami - w pełni się zanurzyć. Na początek potężny, prawie nie do pokonania oponent (za wroga zresztą wcale się nie uważa), przeciw któremu trzeba rzucić największe siły i jednocześnie zweryfikować możliwości nowo zbudowanej drużyny. Później skupienie się na mniej rozpoznawalnych bohaterach, którzy jak widać, będą mieli do odegrania większą niż zazwyczaj rolę. No i cliffhanger na koniec, przez który czytelnik z niecierpliwością będzie czekał na następny tom. Trzeba przyznać, że w "Świecie Avengers" Hickmanowi udało się stworzyć nastrój i wrażenie, że tym razem uniwersum Marvela czekają naprawdę ostateczne rozstrzygnięcia. Dlatego też specjalnie nie zdradzałem zbyt wielu meandrów fabuły, czy losów nowych postaci, bo sądzę, że każdy z potencjalnych czytelników powinien wgryźć się w tę historię bez prowadzenia za rączkę. I jeśli przy pierwszym podejściu poczuje, że może polec, niech sie nie waha i spróbuje jeszcze raz. Bo pomimo wszystkich moich początkowych zastrzeżeń, "Świat Avengers" daje jednak radę.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj