Babyteeth to pierwszy pełnometrażowy film fabularny Shannon Murphy. Australijska reżyserka, która na swoim koncie ma już pracę nad serialem Obsesja Eve, tym razem postanowiła przenieść na ekran sztukę teatralną Rity Kalnejais. I tym samym udało jej się stworzyć naprawdę udany kinowy debiut – co nominacja do Złotego Lwa może jedynie potwierdzać. Babyteeth jest bowiem dziełem, które prezentuje świeże spojrzenie na podejmowany temat i które bez wątpienia zostało zrobione z potrzeby serca. Film rozpoczyna się ujęciem prezentującym tytułowy ząb mleczny i niemalże chwilę później zostajemy wrzuceni w sedno akcji. Milla (w tej roli Eliza Scanlen – znana ze świetnej kreacji w Ostrych przedmiotach) poznaje na peronie Mosesa (Toby Wallace) i od pierwszego wejrzenia zostaje ugodzona strzałą amora. Czy łatwo zakochać się w naćpanym wyrzutku – już na pierwszy rzut oka chłopaku z problemami?  Milla nie ma z tym problemu, a co ciekawe – my idziemy jej śladem. Przez to, że dzielimy z bohaterką jej szesnastoletnią perspektywę, a kamera fetyszyzuje skórę, tatuaże i fragmenty ciała Mosesa, my także zostajemy zahipnotyzowani przez miękkość jego ruchów. Nie dziwi więc nas wcale, kiedy ujęta alternatywnym urokiem chłopaka płaci mu 50 dolarów za “uratowanie życia” oraz gdy (ku zgrozie rodziców, którzy odegrają w całej historii niezwykle istotną rolę) przyprowadza outsidera do domu. Nie zważając na różnicę wieku i niejednoznaczne motywy Mosesa, wiedziona przez chłopaka Milla przeżywa szereg inicjacji.  Szczególność zaś  i siła sytuacji fabularnej przedstawionej w dziele polega na tym, że – zważywszy na widmo nieuleczalnej choroby, na którą cierpi Milla – wszystkie pierwsze razy bohaterki mogą jednocześnie być jej ostatnimi. Milla jest fantastycznie napisaną i zagraną postacią, która kradnie nasze serca przez ukradkowe, sekretne spojrzenia w stronę kamery. Czyni nas tym samym powiernikami swej historii i buduje z nami szczególną więź. Inni bohaterowie z tej galerii są niemniej dopracowani i wiarygodni. Przez to, że sprawiają wrażenie prawdziwych, dobrych, i kierujących się miłością, tak świetnie czujemy się w wykreowanym przez twórców świecie. Trzeba przyznać, że w Babyteeth aktorsko nikt nie odstaje, a odtwórcom głównych ról w sposób niemalże perfekcyjny udało się przekazać często niełatwe emocje. Na pochwałę zasługuje zarówno kreacja Bena Mendelsohna jako Henry’ego – faszerującego żonę lekami psychiatry, główna rola Elizy Scanlen, jaki i doceniony nagrodą Marcello Mastroianniego Toby Wallace. Pomiędzy Millą a Mossem trudno zaś nie zauważyć chemii.   
mat.prasowe
Babyteeth to film stworzony z idealnym wyczuciem nie tylko psychologii postaci, a również filmowego medium. Miłosną historię opowiedziano w bezbłędnych, czułych ujęciach. Operatorowi Andrew Commisowi doskonale udało się w sposób wizualny oddać pierwsze zakochanie, intymność oraz ulotność relacji bohaterów. Za sprawą sensualnych detali dzieło Shannon Murphy serwuje widzom estetyczno-zmysłową przyjemność, którą znamy z filmów Andrei Arnold czy Urszuli Antoniak Australijska reżyserka w swoim debiucie zgrabnie balansuje na granicy inteligentnej komedii, historii romantycznej i dramatu. Idealnie wyważyła proporcje zaserwowanych widzom emocji. Chociaż temat choroby i cierpienia nie przytłacza, to nie został on potraktowany lekceważąco, nie ma też w nim przesadnej ckliwości. Są za to momenty głębokiego wzruszenia, a niejednemu, co wrażliwszemu widzowi przyjdzie zapłakać. W filmie nie zabraknie zaskakujących i –  co ważne – zabawnych dialogów. Muzyka oraz dobrane utwory świetnie dynamizują akcję, budują klimat lub korespondują ze stanami emocjonalnymi bohaterki.  W Babyteeth najcenniejsza jest jednak sama wymowa. To bowiem przede wszystkim piękna, prawdziwa i szczera opowieść o potrzebie bliskości i miłości – nie tylko tej romantycznej. O fascynacji innością, a nie strachu przed nią. O ciekawości drugiego człowieka i otwartości, nieszablonowym myśleniu oraz przełamywaniu schematów. To film, który pokazuje, co w życiu powinno być priorytetem – wzniesienie się ponad małostkowość. Często jest ono zbyt skomplikowane, by patrzeć na nie zero-jedynkowo i kurczowo trzymać się konwenansów czy definicji.  Są dzieła, które czynią nasze życie lepszym. Babyteeth z pewnością do nich należy. W kinowym debiucie Shannon Murphy odnajdujemy bowiem prawdę, a subtelna dłoń reżyserki prowadzi nas przez niebanalną historię. Babyteeth to czuły film, jakiego potrzeba nam w tych często nieczułych czasach. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj