Piąty tom Bakuman. #05 dostarcza wielkiej rewolucji – oto Saikou i Shuujin, czyli Moritaka Mashiro i Akito Takagi mają nowego redaktora. Ich manga detektywistyczna ma się świetnie, jednak serializacja wiąże się z wieloma zmianami. Chłopcy muszą nauczyć się współpracować z nową osobą, a oczywiście przyzwyczajeni do pana Hattoriego domorośli mangacy mają z tym ogromny problem. Cztery poprzednie odsłony mangi powolutku rozkręcały akcję, jednak dopiero następne tomiki ruszają z nią z kopyta, nie pozwalając czytelnikowi na nawet jeden moment wytchnienia. Kto uważnie wczytuje się w uwagi redaktorów w Bakuman. #05., widzi, jak ważne jest ciągłe dokładanie nowości, w tym kolejnych bohaterów. Nie sposób nie zgodzić się z tą tezą, skoro Tsugumi Ohba i Takeshi Obata sami ją z powodzeniem stosują. Każdy tomik ma na początkowych stronach grafikę przedstawiającą bohaterów – w tomie 7. jest ich już… 25. Ktoś powie, że to gruba przesada, lecz jeżeli historia ma trzymać się realiów, nie sposób nie przedstawić jak największej liczby redaktorów Shounen Jumpa. Tak samo jest z mangakami – ich prace pojawiają się i znikają, tak jak oni Jednak bohaterowie trwają uparcie przy swoich marzeniach, w tym także poślubienia Miho Azuki przez Mashiro, gdy tylko ich hitowa manga dostanie adaptację anime. Nieraz było to już wspominane, ale wątek miłosny w Bakuman. #05. to zdecydowanie najsłabsza strona opowieści. Praktycznie cały tom 6. skupia się na pobycie Mashiro w szpitalu wskutek przepracowania, a jego obietnicę daną Miho szlag trafia. Nastolatkowie nie mieli się spotykać do osiągnięcia pełnoletności, w co chyba naprawdę żaden czytelnik nie uwierzył. Tak idealistyczna młodzież nie trafia się raczej w przyrodzie zbyt często, jednak mangi czy fikcja literacka rządzi się swoimi prawami, więc czemu by nie wymyślić sobie niezwykle wrażliwą parę… Miho to najnudniejsza bohaterka tej historii, zbyt wyidealizowana, ale też przynajmniej raz zachowująca się dość niestandardowo – w szpitalu zamiast odwieść ukochanego od rysowania, jeszcze mu pomaga. Oto jak realizować marzenia, dobijając ukochanego – choć okrężną drogą.
fot. Waneko
Wymiana redaktora prowadzącego to z punktu widzenia fabularnego zabieg banalny, ale rzeczywiście popycha fabułę do przodu. Pan Yoshida jest zupełnie innym człowiekiem, a do tego ma także swój gust – zdecydowanie bardziej nastawiony na akcenty komediowe. Tomik 7. jest dowodem na to, co dzieje się z twórcą, kiedy każe robić mu się coś, w czym nie czuje się najlepiej. Efektem są ciągłe kłótnie czy wręcz negocjacje, a szantaż, który stosują inni mangacy w celu szybszego przywrócenia mangi głównych bohaterów do czasopisma po pobycie Mashiro w szpitalu, także podkręca akcję. Zwłaszcza bunt mangaków nie wydaje się mieć wiele wspólnego z rzeczywistością, jednak Bakuman. #05. wybacza się wiele. Dość dziwna droga kariery chłopaków z tomu 7. także jest dość oryginalna – Mashiro i Takagi, polegając jedynie na ankietach czytelników brną w ślepy zaułek, równocześnie nie zgadzając się we właściwie żadnej kwestii ze swoim redaktorem. Upór nastolatków może irytować, jednak to im wierzy się bardziej. To jednak nie tylko historia o nich, lecz także o innych twórcach mangi – jeden z nowym bohaterów, czyli Kazuya Hiramaru to po prostu perełka, symbol wszystkich niewolników swojej pracy, którzy przykuci do biurka płaczą w duszy, wyrzucając sobie, na co się porwali… Hiramaru zrezygnował z pracy w korporacji na rzecz tworzenia komiksów, jednak kiedy okazuje się, że tworzenie mangi to praca bez wolnych weekendów, zmienia on poglądy radykalnie. Ten uciekający non stop bohater przewija się co jakiś czas przez nowe tomiki, dostarczając uciechy czytelnikowi. Uciechy jest zresztą co niemiara – Bakuman. #05 wciąż bawi, a autor rysunków Takeshi Obata co rusz stosuje niezwykle zróżnicowaną galerię wszelakich min i dziwnych wyrazów twarzy u bohaterów, a co jedna to śmieszniejsza. To właśnie nieraz strona graficzna mangi bawi szczególnie – absolutnie uwielbiam niesamowicie poważne miny Takagiego i jego dziewczyny Miyoshi. Pod względem fabuły można się przyczepić do zbytniego przedramatyzowania wielu wydarzeń, choć z drugiej strony jest naprawdę ciekawie. Bakuman. #05 to i tak jedna z bardziej realistycznych mang ostatnich lat, do tego wciągająca i obdarzona fantastycznymi bohaterami.  Tomików przed czytelnikami jeszcze co niemiara, jednak nie wydaje się, że ta opowieść o młodziutkich mangakach prędko się znudzi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj