Biały fosfor - jedna z najokrutniejszych broni używanych przez człowieka. Spala się w powietrzu bez potrzeby użycia ognia. Osoba nim potraktowana momentalnie staje się żywą pochodnią. Użycie czegoś tak złego szybko przyciąga uwagę widzów, czyli osiąga to, o co serial najbardziej zabiega. Muszę przyznać, że twórcy rozkręcają się coraz bardziej z wymyślaniem widowiskowych spektakli TT. Jeszcze niedawno byliśmy świadkami odcięcia głowy, a teraz podpalenia. Aż strach pomyśleć, co będzie następne.
W centrum tych wydarzeń stoi nowy bohater poboczny, Yacine Cherfi. Dostaje on list prowadzący go do pomieszczenia, w którym odkrywa człowieka. Tą osobą jest Laurent, mężczyzna, który zabił jego brata podczas zamieszek. Dzięki takiemu obrotowi spraw dostajemy wątek trzymający w napięciu aż do końca. Obaj bohaterowie są postaciami drugoplanowymi, więc wcale by nie było dziwne, gdyby jedna zginęła. Rozmowy to jasny punkt tego odcinka. Doświadczamy w nich dramatu straty i żalu za winę. Laurent jest w sytuacji całkowicie zależnej od swego oprawcy, i to widać. Świetnie odegrana scena.
W międzyczasie powracamy do Hilliera. TT sugeruje mu, by umieścił artykuł o jego podpaleniach na pierwszej stronie gazety. Dany odmawia, za co zostaje dość niespodziewanie ukarany. Jestem kompletnie nieprzekonany do tej sceny. Niby jak TT miałby wkraść się do mieszkania, polać ubrania łatwopalną substancją i dodatkowo jeszcze z łatwością spowodować zapalenie? Nie wspominając już o zapachu. Kompletny bezsens, który ciągle przetacza mi się przez głowę z zapytaniem: "Jak?!". Panie Truth Terrorist, czy jest pan czarodziejem? Wtedy byłoby mi łatwiej zrozumieć niektóre z działań.
W końcu dochodzimy do zakończenia wątku Stephena. Tu również następuje dziwna i bezsensowna śmierć. Podsumujmy. Stephen podczas rozmowy z Karlem podcina sobie nadgarstki w taki sposób, że nikt tego nie widzi, dopóki nie jest za późno. Nie wiadomo, czy zrobił to, gdy biegł, czy jak stał, ale każda z tych możliwości jest na swój sposób absurdalna. Podczas biegu skoczyłoby mu tętno i wykrwawiłby się przed dobiegnięciem na miejsce, pozostawiając ślady krwi za sobą. Z kolei podczas rozmowy nie widać ruchu, który wskazywałby na użycie noża. Mamy tu mały bałagan z realnością niektórych scen. Zresztą w odcinku jest więcej absurdów, o których jeszcze wspomnę.
Żona Karla odkrywa, że jej mąż ma kochankę. Nie wiem za bardzo, czemu ten doczepiony na siłę wątek nadal jest prowadzony. Nie wnosi nic do fabuły, a jedyne, co daje, to trochę więcej czasu na poznanie Laury, która jest po prostu nudna i przewidywalna. Może to prolog do jakiegoś większego wątku? W każdym razie czuję bardziej zażenowanie niż ciekawość. Podobnie też ma się sprawa z synem Karla. Adam postanawia spędzić noc u Elise, którą jest dość mocno zainteresowany. Wynika z tego jedynie dodatkowy konflikt między ojcem a synem. Nie wiem, dokąd to zaprowadzi, i chyba nawet nie chcę wiedzieć.
Na deser zostawiam końcówkę odcinka. Dzieje się tu dużo, bo tym razem oprawcą z kanistrem benzyny jest ojciec Yacine. Zostało to świetnie odegrane. Podoba mi się, że aktorzy starają się odegrać jak najlepiej swoje sceny. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie mój główny problem z odcinkiem, czyli to, co następuje po uwolnieniu Laurenta. Wybiega na ulicę, gdzie szuka go już pełno policji, jednak w pierwszej kolejności natrafia na Truth Terrorist w stroju funkcjonariusza. Pytanie: jak TT zdobył mundur? Zabił jakiegoś policjanta, ukradł, czy może sam pracuje w policji? Każda z tych opcji niesie za sobą duże "ale" i daje mi do myślenia, że twórcy bardziej starają się o efektowność scen niż o ich logiczność.
Mam mieszane odczucia co do tego odcinka. Z jednej strony dostajemy świetne sceny i dialogi z uwięzionym Laurentem. Z drugiej zaś wielkie absurdy i ogólną nudę związaną z rodziną Karla. Pozostaje mieć nadzieję, że twórcy porzucą efektowność, a postawią na logikę, bo inaczej będziemy otrzymywać odcinki takie, jak ten: kiepskie i absurdalne, ale z dobrymi dialogami.