O tym, że nie należy brać kredytów w walucie, w której się nie zarabia, wiemy już teraz wszyscy. Ale ta nauka dla wielu obywateli była bardzo bolesna. Polacy, zachęcani przez przedstawicieli banków, brali tanie kredyty frankowe, które korzystne były tylko przez chwilę. Kryzys finansowy na świecie spowodował, że cena franka szwajcarskiego poszybowała w górę, a wraz z nią raty kredytowe. Oznaczało to tragedię dla wielu osób i przedsiębiorstw. Jak do tego doszło? Ten mechanizm chce odsłonić Marcin Ziębiński. Reżyser stara się pokazać ową sytuację z kilku perspektyw, mamy więc chciwego prezesa banku Adama (Tomasz Karolak) oraz jego idącą po trupach asystentkę Karolinę (Katarzyna Zawadzka), ambitnego przedsiębiorcę Artura (Rafał Zawierucha), małżeństwo marzące o swoim mieszkaniu (Antoni Królikowski i Magdalena Lamparska) oraz polityka (Jan Frycz) chodzącego na pasku koncernów bankowych. Ich historie składają się w obraz nadchodzącego nieszczęścia dla wszystkich bohaterów. Banksterzy mają ciekawy punkt wyjścia, ale zawodzą już na poziomie scenariusza. Twórcy postanowili bowiem skopiować konstrukcje Listów do M, czyli mamy wielu bohaterów i wiele historii, które składają się w jedną. Problem polega jednak na tym, że żadna z opowieści nie chwyta widza za serce. Losy postaci są nam kompletnie obojętne. Widzimy ich ból, ale go nie czujemy, a w produkcji, która powinna grać na naszych emocjach, to ogromny problem. Akcja jest prowadzona bardzo nierówno. Skaczemy pomiędzy wydarzeniami, jakbyśmy oglądali nie film kinowy, a telenowelę, bo w kulminacyjnym momencie danej historii szybko przeskakujemy do innej. Rozumiem, że scenarzyści (Adam Guz i Piotr Starzak) chcieli pokazać całe zagadnienie z kilku perspektyw, ale przestrzelili. Mamy za dużo bohaterów, przez co Banksterzy przypominają film zrealizowany przez Patryka Vegę, co jak wiadomo, nie każdemu przypadnie do gustu. Z niektórych wątków spokojnie można było zrezygnować, a film miałby ten sam wydźwięk. Jedną z takich zbędnych opowieści jest przedstawienie powiązań polityki z sektorem bankowym czy też historia zazdrosnej współpracowniczki prezesa banku. Ten film tak naprawdę nie pokazuje nam niczego nowego. Nie wyciąga na światło dzienne tajemnic świata bankowego. Podkreśla tylko zachłanność prezesów i starania pracowników, by zarobić jak największy bonus, bardzo często kosztem krzywdy klientów. Sprzedawali im po prostu trefny produkt, wiedząc, jakie jest ryzyko. Temat już wielokrotnie opisany przez wszelakie media. Film ten jest tak świeżym spojrzeniem na problem frankowiczów, jak Polityka Patryka Vegi na naszą klasę rządzącą.
fot. Tomasz Paczkowski
+3 więcej
Jedyne, co ten film w jakimkolwiek stopniu broni, to gra aktorska. Rafał Zawierucha, Marcin Bosak i Magdalena Lamparska robią, co mogą, by dostarczyć ciekawe kreacje aktorskie. Tomasz Karolak po raz kolejny w ostatnim czasie gra czarny charakter i dobrze mu to wychodzi. Świetnie pasuje do ról egoistycznych typów. Mam jednak nadzieję, że to nie będzie teraz często powtarzający się trend. Królikowski i Frycz jadą na autopilocie, dostarczając przyzwoity poziom, choć poniżej ich możliwości. Natomiast Katarzyna Zawadzka kopiuje kreację z Bad Boya. Szkoda, bo widać, że aktorka jest utalentowana, ale najwidoczniej reżyser miał taką wizję i nie za bardzo dał aktorce rozwinąć skrzydła. Banksterzy to film w przeważającej części nudny i mało odkrywczy, do tego bez pomysłu na wciągający finał. Kulminacja historii Mateusza granego przez Antoniego Królikowskiego wzbudzi raczej pusty śmiech niż zadumę. Jak według twórców walczyć z bankowcami? Zwrócić się o pomoc do gangsterów, czyli na przestępców w białych kołnierzykach nasłać tych chodzących w czarnych skórach. Spójrzmy prawdzie w oczy, nie jest to film, którego boją się banki. Jest to raczej film, którego będą bali się widzowie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj