Przed lekturą niniejszego albumu konieczne jest przypomnienie sobie dramatycznych wydarzeń z siódmego tomu serii (Batman vol. 7: Endgame). W owym komiksie doszło do decydującego starcia pomiędzy Mrocznym Rycerzem a jego największym oponentem, Jokerem. Ciężko ranni podczas wycieńczającego boju, Zamaskowany Krzyżowiec i Król Błaznów zostali pogrzebani żywcem w jaskini. W wyniku tego zdarzenia miejsce Batmana zajął odziany w mocno zrobotyzowaną zbroję Jim Gordon. W poprzednim tomie (Waga superciężka) oprócz nowego Człowieka Nietoperza udanie zadebiutował również tajemniczy potwór, Pan Bloom. Wychudzona kreatura o dziwacznej, kwiecistej twarzy, wyglądem przypominająca upiornego Slendermana, posługuje się potężną biotechnologią. Groźny wirus przemienia ludzi w paskudne kreatury. Bloom zaprowadza na ulicach Gotham terror i grozę na niewyobrażaną skalę. Nawet sławetni kryminaliści (vide: Pingwin, Brzuchomówca) nie są w stanie choćby zagrozić demonowi. Zanosi się zatem na ostateczny upadek dusznej metropolii. Jednocześnie śledzimy dalsze losy Bruce’a Wayne’a, który w wyniku wcześniejszych wydarzeń stracił pamięć. Brodaty miliarder wiedzie spokojne życie u boku pięknej ukochanej. Kwestią czasu jest powrócenie jego wspomnień i ponowne przywdzianie stroju Batmana.
Źródło: Egmont
Najlepsze wrażenie w niniejszym albumie robi sylwetka Pana Blooma – okrutnego i pozbawionego skrupułów, bezdusznego osobnika wprost z koszmarów oraz spotkanie Bruce’a z jego potężnym wrogiem. Świetnie wypadają zaskakujące wstawki z alternatywnej rzeczywistości (biały Batman, duet detektyw Wayne i Człowiek Nietoperz – Gordon), kreacja zatroskanego Alfreda oraz makabryczne sceny rodem z najlepszych filmów grozy (kłania się Coś Carpentera). Niestety warstwa fabularna jest dość schematyczna, oparta na stałym, wielokrotnie powielanym przez Scotta Snydera schemacie. Rozczarowuje finał walki Batmana z Bloomem w konwencji SF (konfrontacja gigantycznych przeciwników, niczym przeniesiona z produkcji typu Power Rangers), a także wrzucony na siłę wątek młodego bohatera, Duke’a Thomasa.
Źródło: Egmont
Ilustracje Capullo ponownie są dopracowane pod każdym względem. Amerykański artysta kapitalnie szkicuje danych bohaterów (szczególne brawa za Pana Blooma), dynamiczne sceny akcji czy wątki mocno drastyczne (przemiana dziewczynki w pokrzywioną bestię). Etatowemu rysownikowi godnie wtórują inni artyści (Danny Miki, Yanick Paquette, a przede wszystkim Sean Murphy). Należy także pochwalić dobrze dobrane kolory, efektowne okładki kolejnych rozdziałów oraz kompozycję poszczególnych plansz. Na dokładkę otrzymujemy ponad dwadzieścia całostronicowych czy nawet dwustronicowych ilustracji przedstawiających duet Batman/Superman, narysowanych przez tuzów komiksu superbohaterskiego (choćby Neala Adamsa, Alexa Rossa, Jima Lee, Paula Pope’a czy Lee Bormejo). ‌Batman vol. 9: Bloom to lekki spadek formy w serii wymyślonej przez Scotta Snydera. Wychodzi na to, że wprowadzony przez niego format już się wyczerpał. Wkrótce dowiemy się, czy twórca Amerykańskiego Wampira zafunduje nam godne pożegnanie z bestsellerowym runem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj