Na polskim rynku zadebiutował komiks Batman. Budowniczowie Gotham, który stanie się nie lada gratką dla wszystkich fanów Mrocznego Rycerza lubiących szukać nowych perspektyw w spojrzeniu na mitologię herosa. Akcja opowieści, za którą odpowiadali scenarzyści Scott Snyder, Kyle Higgins i Ryan Parrott, rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych: w realiach 1881 roku i w dobie współczesnej. Autorzy starają się zbudować pomost pomiędzy odległą przeszłością a teraźniejszością miasta Bruce'a Wayne'a. Rozbierają na czynniki pierwsze wszystkie procesy, które przyczyniły się do wzrostu potęgi tytułowej lokacji. Niezwykle istotne jest to, że strój Zamaskowanego Krzyżowca przywdziewa tym razem Dick Grayson, który będzie musiał zmierzyć się nie tylko z kolejnym zagrożeniem, ale i spuścizną, jaką pozostawił mu pojawiający się w tej historii Wayne. Na papierze Budowniczowie Gotham prezentują się więc naprawdę znakomicie, lecz spieszę donieść, że nie można ich ustawić w jednym rzędzie z innymi komiksami o Batmanie w typie wydanej w naszym kraju na początku tego roku Sekty. Po lekturze wielu czytelników dojdzie do wniosku, że potencjał drzemiący w recenzowanym tomie był znacznie większy.  W latach 80. XIX wieku Gotham dopiero się rodziło, a walny wpływ na początki miasta miały trzy rodziny: Wayne'ów, Cobblepotów i Elliotów. To właśnie ich przedstawiciele do rozbudowy lokacji zatrudnili wybitnych architektów. Rzecz w tym, że prace pochłonęły ofiary, a prawda o nich wyszła na światło dzienne przeszło wiek później. We współczesnym Gotham pojawia się uzbrojony w cały arsenał materiałów wybuchowych złoczyńca, który pragnie wyrównać rachunki za tragedie sprzed ponad 100 lat. Antagonista o wymownym przydomku Architekt najpierw wysadza trzy najstarsze mosty w mieście, by później szykować zniszczenie kolejnych emblematycznych budynków. Batman w odpowiedzi na te działania wraz ze swoimi sojusznikami (Robinem, Red Robinem i Black Bat) rozpoczyna śledztwo, które ma doprowadzić do zastopowania krucjaty łotra. 
Źródło: Egmont
Najmocniejszą stroną tego komiksu jest jego detektywistyczny wydźwięk; śledztwo prowadzone do spółki przez Graysona i inne postacie noszące wcześniej kostium Robina od niemalże samego początku zaangażuje odbiorcę bez reszty. W zamyśle twórców scenariusza przebieg tego procesu miał przywodzić na myśl poruszanie się po nitce do kłębka - owszem, są tu sceny walk, lecz to rozwiązywanie zagadek i podążanie śladami często mylnych tropów wypada w całej opowieści najlepiej. Dzieje się tak również dlatego, że autorzy raz po raz konfrontują Graysona z ciężarem, który musi unieść na swoich barkach. Umieszczenie Wayne'a na drugim czy nawet trzecim planie zasadniczych wydarzeń pomaga starannie wyeksponować dojrzewanie Graysona do powierzonej mu roli. Problemy zaczynają się w momencie, gdy powoli zbliżamy się do kulminacji historii. Raczej nie będę w tym wniosku odosobniony, ale Snyderowi i jego współpracownikom najprawdopodobniej zabrakło pomysłu na to, jak w sposób satysfakcjonujący domknąć opowieść i uczynić z niej coś więcej niż tylko jeszcze jedną, zanurzoną w kryminalnej tonacji fabułę z postacią Mrocznego Rycerza w roli głównej.  Znacznie lepsze wrażenie pozostawia warstwa wizualna tomu. Odpowiadali za nią Dustin Nguyen, Graham Nolan i Trevor McCarthy, którzy znakomicie poradzili sobie z graficzną ekspozycją dwóch jakże odmiennych płaszczyzn czasowych. Sekwencje retrospekcji faktycznie pomagają uchwycić charakterystyczny klimat XIX wieku (zwróćcie uwagę na "ostrą", wyrazistą kreskę stosowaną w tworzeniu konturów postaci), natomiast te rozgrywające się w teraźniejszości dają im starannie przemyślany kontrast. Nie zmienia to jednak faktu, że w aspekcie wizualnym najlepiej wypada galeria okładek, których "gotycka" stylistyka przypadnie do gustu najwybredniejszym fanom trykociarzy.  Choć Batman. Budowniczowie Gotham to komiks niewykorzystanego w pełni potencjału fabularnego, z całą pewnością można go polecić miłośnikom kryminalnych zagadek i osobom pragnącym mocniej zagłębić się w mitologię słynnego miasta Mrocznego Rycerza. Zarysowane przez Snydera i realizowane przez Higginsa i Parrotta koncepcje wybrzmiewają tu naprawdę dobrze, zwłaszcza w tych scenach, w których przychodzi nam obserwować działania Architekta, wyróżniającego się na tle innych złoczyńców ze świata Zamaskowanego Krzyżowca. Jest też coś magnetycznego w samej możliwości przebywania w Gotham u schyłku XIX wieku, jakby poszerzanie genezy Batmana stawało się wartością dodaną. Cóż, bodajże największy heros w historii zasługuje na - nomen omen - wielką historię.   
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj