Batman Knightfall: Prolog. Tom 1 to wprowadzenie do historii, która przyniosła rewolucję w obrębie rynku komiksowego. To również doskonała okazja, by raz jeszcze zanurzyć się w niezapomnianym klimacie lat 90. XX wieku.
Batman Knightfall: Prolog. Tom 1 to premierowa odsłona cyklu, który bez dwóch zdań można uznać za Świętego Graala dla rodzimych fanów komiksów. Na nowe wydanie legendarnej pozycji DC czekaliśmy naprawdę długo; cierpliwość na tym polu popłaciła. Na polski rynek trafiła już pierwsza z pięciu części serii, którą bez dwóch zdań wciąż powinniśmy uznawać za jedną z najważniejszych, jeśli nie za najważniejszą w całej mitologii Mrocznego Rycerza. Lektura rozpisanego na aż 684 strony stanie się nie lada gratką nie tylko dla tych odbiorców, którzy z nostalgią wspominają czasy komiksowego panowania TM-Semic w naszym kraju. To także jedyna w swoim rodzaju okazja, aby pokolenie dzisiejszych 30- i 40-latków mogło raz jeszcze zanurzyć się w unikalnym klimacie lat 90. XX wieku i wraz z Batmanem ruszyć w podróż, która gdzieś na najgłębszym poziomie doprowadziła do redefinicji esencji bodajże najsłynniejszego z herosów. Historia, wszem wobec opisywana obecnie jako ta, w której Zamaskowany Krzyżowiec został – dosłownie i w przenośni – "złamany", miała jednak swój początek. Wprowadzenie do
Knightfall jest tytułem przygotowującym czytelników na ciąg większych niż życie wydarzeń. I spieszę donieść, że jako prolog sprawdza się znakomicie.
Cały tom otwiera historia o tytule
Batman Venom, w której główny bohater po raz pierwszy spotyka się z ikoniczną substancją – tą samą, która dała później nadludzką siłę Bane'owi, a która jego samego doprowadziła na skraj szaleństwa. Wybitna opowieść ze scenariuszem
Dennisa O'Neila nawet po blisko 3 dekadach od swojej premiery ma magnetyczną moc sprawczą; to wyjątkowa mieszanka brutalności, artystycznej odwagi (twórca przesuwa tu przecież nasze postrzeganie postaci Mrocznego Rycerza w niespotykane rejony), kreatywnego przemodelowania mitologii herosa i próby wydobycia na światło dzienne jego charakterystycznych cech. Równie udanie wypadają wątki z
Vengeance of Bane, dzięki którym odbiorcy mogą poznać przerażającą genezę wielkiego wroga Batmana, z jednej strony uosabiającego niemający analogii geniusz intelektualny, z drugiej natomiast pierwotną, niemalże mistyczną siłę, która zanurzona w oparach mentalnej choroby rodzi niewyobrażalne zło. Istotna dla tego tomu, choć nieco mniej rewolucyjna, jest również opowieść
Miecz Azraela, w której na pierwszy plan wychodzi Jean-Paul Valley. W toku lektury część z czytelników dojdzie do wniosku, że to po prostu inna wersja Mrocznego Rycerza przepuszczona przez psychoanalityczne imadło - im głębiej wejdziemy jednak w mitologię postaci, tym częściej będziemy w tej materii przeżywać zaskoczenia.
Na tym wcale nie koniec. W albumie znajdziemy także historie zaczerpnięte z serii
Batman,
Detective Comics czy
Legends of the Dark Knight. W kwestii oceny poziomu artystycznego co prawda nie wytrzymują one porównania z
Venomem, ale można je uznać za kwintesencję komiksów lat 90. Są tu przecież znakomicie przedstawiające życie komisarza Jima Gordona
Przysięgi czy
Pudełko pełne krwi, a także odrobinę groteskowy w aspekcie fabularnym
Fan heavy metalu. Wszystkie razem tworzą osobliwą mozaikę rozwiązań artystycznych, które przyświecały twórcom pracujących przy superbohaterach blisko 30 lat temu. Z kart całego tomu wyłania się ostatecznie postać Batmana, który pod okiem terapeutki próbuje zwalczyć coraz bardziej dającą się we znaki, tajemniczą chorobę. Mentalne tango bohatera ze sobą samym jest tu prowadzone równolegle do szkicowania nieustannie zanurzającego się w mroku Gotham, w którym raz po raz dają o sobie znać najznamienitsi złoczyńcy z Jokerem i Poison Ivy na czele. Pojedynki z nimi są koniec końców zaledwie ustawieniem podwalin pod nadejście nowego zagrożenia - Bane'a, niezatrzymanej siły, która wykorzysta wszystkie środki, aby raz na zawsze zniszczyć Mrocznego Rycerza.
Jestem niemal przekonany, że wielu z Was zna mechanizm, w ramach którego – sięgając po ulubione popkulturowe dzieła z dzieciństwa – przeżywamy nutę czy symfonię rozczarowania, jakby rozpalająca w przeszłości nasz umysł historia nie wytrzymywała próby czasu. Jakimś błogosławionym zrządzeniem losu w przypadku
Knightfall sprawy na tym polu mają się zgoła odmiennie; już w swoim prologu opowieść ta potrafi dudnić w głowie odbiorcy i oferować coś więcej niż pojawiającą się w przypływie nostalgii łzę w oku. Po latach urzeka mnie przede wszystkim sposób, w jaki O'Neil,
Chuck Dixon,
Doug Moench i inni scenarzyści wchodzących w skład tomu historii skupiali się na aspektach psychologicznych – nie tylko w odniesieniu do samego Batmana, ale i Bane'a czy Azraela. To wypłynięcie na superbohaterską głębię, przyprawione z jednej strony ciężkim klimatem, realizmem przekazu i wszędobylskim mrokiem, z drugiej pieczołowicie przeprowadzoną wiwisekcją umysłów najważniejszych postaci i wyeksponowaniem w nich pierwiastka ludzkiego. Wielka w tym także zasługa rysowników, wśród nich genialnego
Jima Aparo, rewelacyjnie poczynającego sobie w opowieści o Gordonie Michaela Netzera czy nawet
Joego Quesady, tego samego, który nadawał po latach ton w Marvelu. Prace niektórych artystów mogły się źle zestarzyć, lecz odnajdziemy tu także ponadczasowe perełki wizualne, doskonale potęgujące aurę wydarzeń.
Cieszy fakt, że po niemal trzech dekadach od amerykańskiej premiery
Knightfall wciąż pozostaje popkulturowym fenomenem, co tak skrupulatnie tłumaczą we wstępie do komiksu Tomasz Sidorkiewicz i Wojciech Nelec (na marginesie – za dobór historii, tłumaczenie i precyzję w poruszaniu się po wydarzeniach ślę niskie ukłony wszystkim redaktorom zatrudnionym do pracy przy tym tomie przez wydawnictwo Egmont). W tych zachwytach pójdę nawet krok dalej: dla rodzimych fanów superbohaterów, a w naszym kraju odnajdziemy już ich całą armię, polska premiera akurat tego komiksu powinna stać się jednym z najważniejszych wydarzeń w całym popkulturowym kalendarzu obecnego roku. Wprowadzenie do
Knightfall uczy nas bowiem, że do pełnego zrozumienia doskonale znanych półbogów potrzebujemy niekiedy cofnąć się w czasie i wyprowadzić zupełnie nową perspektywę. Rysujący się już na horyzoncie upadek Batmana to nie tylko okazja do zapoznania się z opowieścią, która zrewolucjonizowała rynek komiksowy. To także unikalny pomost między przeszłością a teraźniejszością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h