Batman kontra Deathstroke to komiks, który pokazuje pojedynek dwóch narwańców z krwi i kości. Czy warto po niego sięgnąć? Sprawdzamy w naszej recenzji.
Na polskim rynku zadebiutował komiks
Batman kontra Deathstroke, ukazujący konfrontację dwóch odwiecznych rywali, którzy z niejednego pieca już chleb jedli. Fani powieści graficznych doskonale wiedzą, że obaj tytułowi bohaterowie mogą uchodzić za synonimy słowa "zawziętość" - pierwszy nigdy nie odpuszcza w trakcie prowadzonych przez siebie śledztw, drugi zaś najczęściej dąży po trupach do celu. W ich modus operandi widać co prawda kilka podobieństw, lecz patrząc z innej perspektywy, dojdziemy do wniosku, że to postacie z dwóch diametralnie odmiennych światów. Słynny scenarzysta
Christopher Priest postanowił jednak zderzyć je ze sobą w opowieści, która dzięki jego talentowi artystycznemu stała się czymś więcej niż jeszcze jedną jatką herosa i złoczyńcy. Pomógł mu w tym zabieg zupełnie nieoczywisty w całej swej oczywistości - kwestia ojcostwa, która Batmana i Deathstroke'a poróżniła do tego stopnia, iż wzięli się za łby. Oto pojedynek Mrocznego Rycerza i Króla Najemników, który przynajmniej na papierze prezentował się jako kulminacja ich długoletniej rywalizacji.
Wiadomość, która jednocześnie dociera do Bruce'a Wayne'a i Slade'a Wilsona, wywraca ich rzeczywistość do góry nogami - obaj dowiadują się, że ojcem Damiana Wayne'a, działającego obecnie jako Robin, jest... Deathstroke. Choć informacja ta nie została jeszcze zweryfikowana, Mroczny Rycerz nigdy nie kwapił się do tego, aby genetycznie potwierdzić ojcostwo latorośli Talii al Ghul. Również czytelnicy komiksów od jakiegoś czasu brali ten fakt za pewnik; w ten sposób Priest postanowił więc igrać nie tylko z mitologią obu protagonistów, ale także z naszymi przyzwyczajeniami. Dalej jest już tylko lepiej - potencjał tkwiący w motorze napędowym tej historii wydaje się nieprzebrany, dlatego scenarzysta raz po raz przesuwa środki ciężkości, kontrastując fizyczną walkę Batmana i Deathstroke'a ze starciem o względy Cudownego Chłopca i próbą dojścia do prawdy. W ten sposób tytułowy pojedynek nabiera nowych perspektyw z korzyścią dla odbiorcy. Co więcej, Priest decyduje się na rozpisanie swoistego dialogu pomiędzy trzema pokoleniami, wrzucając w świat rozterek głównych bohaterów z jednej strony ich protegowanych, Tima Drake'a i Jericho, z drugiej zaś wychowawców, Alfreda i Wintergreena. Tak, z całą pewnością zamysł twórcy jest oryginalny i nie pozostawi czytelnika obojętnym.
Priest najlepiej radzi sobie tam, gdzie przychodzi mu zaakcentować emocjonalny wymiar tytułowego konfliktu - nieco traci na tym militarna ścieżka, na którą weszli w końcu protagoniści. Twórca znakomicie oddaje więc rodzinne rozterki i kwestię przekazywania pałeczki w sztafecie pokoleniowej, by później, w sekwencjach fizycznych pojedynków, sięgać po sprawdzone i bezpieczne schematy. Ten rozdźwięk będzie czytelnikowi przeszkadzał i bez dwóch zdań wpłynie na ocenę całej historii. Ta zależy w pierwszej kolejności od przyjętej perspektywy; jeśli pomimo słowa "kontra" w tytule nastawicie się przede wszystkim na wejście w emocjonalny komponent światów Batmana i Deathstroke'a, na pewno nie poczujecie się zawiedzeni. W dodatku Priestowi udaje się sprawić, że jawiąca się pierwotnie jako nieskomplikowana fabuła w toku lektury nabierze złożoności - Mrocznemu Rycerzowi i Królowi Najemników powoli puszczają nerwy, przez co obaj, zupełnie niespodziewanie, zaczynają się do siebie i zbliżać, i zarazem oddalać. Szkoda tylko, że legendarny scenarzysta nie zdołał postawić kropki nad "i" w ten sposób, by starcie dwóch tak wyrazistych osobowości rzeczywiście wpłynęło na ich mitologię - Priestowi w niektórych sekwencjach brakuje po prostu pazura, nawet jeśli polotu i zmysłu obserwacji swoich postaci z całą pewnością mu nie odmówimy.
Rysownicy tej historii,
Carlo Pagulayan,
Roberto Viacava i
Ed Benes, pozwolili sobie na sporą dozę frywolności, w odróżnieniu od scenarzysty stawiając przede wszystkim na żywiołowość i dynamikę prezentowanych wydarzeń. Trzeba też z pełną mocą podkreślić, że gdyby nie oni, sekwencje walk Batmana i Deathstroke'a wypadłyby dużo gorzej - odpowiedzialni za warstwę wizualną wnieśli w nie energię, która czasami porwie odbiorcę (zwłaszcza jeden z kadrów powinien szczególnie zapaść w pamięci; jestem przekonany, że będziecie wiedzieć, o który chodzi).
Batman kontra Deathstroke to opowieść, która co prawda nie rewolucjonizuje trwającej od lat rywalizacji tytułowych bohaterów, ale z całą pewnością wprowadza w nią świeży powiew. Christopher Priest podszedł do tej konfrontacji w naprawdę umiejętny sposób; choć nie wszystko mu się w tej historii udaje, w końcowym rozrachunku powinniśmy być z jego pracy nad tym tomem zadowoleni. Być może największa siła tego komiksu tkwi w swoistym paradoksie; po tytule część z nas mogła wychodzić z założenia, że to kronika brania się za łby w wykonaniu dwóch samców alfa. Nic z tych rzeczy - ci starzy wyjadacze wbrew pozorom są chodzącymi wulkanami emocji. Czasem jest to gniew, w innym zaś przypadku najprawdziwsza w świecie, ojcowska troska.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h