Batwoman zakończyła poprzedni odcinek zaskakującym postrzeleniem Luke'a. Tylko musimy zadać pytanie: czy na pewno było to zaskakujące? 2. sezon powstał po protestach Black Lives Matter w czerwcu 2020 roku, więc jak wiele seriali, ten też chce włączyć się w debatę publiczną i poruszyć temat ważny dla tak wielu Amerykanów. W pierwszej połowie serii kilka wątków związanych z Sophie i Krukami wchodziło na te rejony, a najnowszy 15. odcinek wydaje się pewną kulminacją, która przede wszystkim jest ważna dla dalszej ewolucji Luke'a Foxa jako postaci, która wolała umrzeć, niż żyć w takim świecie, w którym bez problemu można zastrzelić bezbronnego czarnoskórego mężczyznę bez względu na to, z jakiej klasy społecznej się wywodzi. Nie da się odmówić twórcom ambicji - wykorzystali fikcyjną służbę w postaci Kruków do zaakcentowania ważnych problemów. Ten wkład w debatę publiczną stawia ich po jednej ze stron, która nie krytykuje całej instytucji za to, jak popsute jednostki działają. Można odnieść wrażenie, że twórcy wskazują na coś przeciwnego, bo w każdej instytucji - czy to  w policji, czy w prywatnej firmie jak Kruki - znajdą się ci źli. Dobrze pokazano wszelkie procesy zachodzące w kierunku ochrony swoich ludzi oraz ślepotę zwierzchników, którzy nie dostrzegają zepsucia panoszącego się w ich szeregach. Jednocześnie twórcy nie silą się na moralizatorskie rozwiązania i odpowiedzi na wszelkie pytania, co jest dużym atutem, bo w tego typu górnolotności łatwo się pogrążyć. 
fot. materiały prasowe
+4 więcej
Problem wątku jest w samych bohaterach, którzy są strasznie płytko i powierzchowne ukazani. Tavaroff, czyli człowiek, który postrzelił Luke'a jest zły, bo tak. Pokazywano różne jego negatywne moralnie zachowania i w sumie tyle. Nie dano nam postaci o jakimś wyjątkowym charakterze czy motywacjach. Totalna pustka emocjonalna, fabularna i brak jakiegokolwiek pomysłu na to, by ukazać coś więcej niż nudny stereotyp, którym jest Tavaroff. Czarny charakter jest zły, bo potrzebny jest do określonej tezy. Trochę szkoda, że postawiono na oczywistość, bez odpowiedniej emocjonalnej podbudowy problemu. Ta miała pojawić się w scenach Luke'a, który rozmawia ze swoją podświadomością, czy wrócić, czy iść do ojca i umrzeć. W tych scenach nie brak emocji - zwłaszcza w kluczowym momencie podjęcia decyzji i zyskania świadomości tego, jak okrutna jest  rzeczywistość amerykańska. Camrus Johnson całkiem nieźle sobie poradził, podkreślając emocje swojej postaci. Nadal jednak to tylko jedna perspektywa podkręcona do maksimum bez głębszego wejścia w problem i tym samym w określone reakcje Luke'a. Niby jest w porządku, emocje nadają temu wartości, ale koniec końców całość staje się dziwnie sztampowa, bez mocnych akcentów, które są tutaj wymagane. Więcej emocji czuć chyba w wątku Ryan, która ma kilka dobrych scen, w których obwinia się za sytuację Luke'a. Batwoman stara się być serialem na czasie i mówić o ważnych rzeczach w komiksowej konwencji. Wychodzi zaledwie solidnie, bo za bardzo powierzchownie, a o takich problemach trzeba mówić dogłębnie, aby pokazać ich realistyczny wydźwięk i umożliwić widzom zrozumienie. Pozostaje liczyć, że dalszy etap ewolucji Luke'a będzie ciekawszy, bo choć 2. sezon Batwoman jest lepszy pod każdym względem od pierwszego, tego typu wątki - póki co - wydają się jednak twórców przerastać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj