Batwoman przedstawia widzom Victora Zszasza w wersji Arrowverse. Popularny złoczyńca z komiksów jest zawodowym zabójcą, który wykonuje zlecenie dla głównego czarnego charakteru tego sezonu. Postać wyszła interesująco, na tle pierwszego sezonu w końcu jest on "jakiś". Nie jest to oczywiście zasługa scenarzystów, a raczej poprawnej adaptacji komiksowego łotra. Twórcy Batwoman jednak nie byliby sobą, gdyby czegoś nie popsuli - w tym aspekcie tyczy się to wykorzystania znanej postaci z komiksów do ewolucji nowej superbohaterki. Ich pierwsze spotkanie w sposób łopatologiczny raczy widzów informacjami, że Batwoman nie czuje się sobą w kostiumie, co naturalnie motywuje ją do istotnych zmian. Trzeba podkreślić, że oczekiwanych i dobrych, bo wygląda zdecydowanie lepiej.  Czerwona peruka z pierwszego sezonu była kiczowata. Trudno jednak przyjąć drogę, która doprowadziła widzów do tego celu. Trochę to banał, że do tego został wykorzystany właśnie Zszasz, bo mógł być to ktokolwiek inny. A finałowa konfrontacja to popis fatalnej pracy kamery i szybkiego zakończenia, które uwłacza temu, kim jest Victor. Cieszy, że Batwoman jest nieporadna. To naprawdę duży atut, który dodaje tej historii wiarygodności. Tego nie widzieliśmy w pierwszej serii. Ryan Wilder musi przekonać do siebie innych, na czele z niechętnym Lukiem. Wykonano tu solidną robotę, bo pozwolono naturalnie dojrzeć do odpowiednich wniosków, zamiast w stylu pierwszego sezonu popadać w totalne skrajności. Tych na szczęście na razie w 2. sezonie nie ma.
The CW
+5 więcej
Safiyah była zapowiadana jak główny czarny charakter drugiego sezonu, a w pierwszym jedynie o niej wspomniano. Podobnie jak Zszasz jest to postać o pewnej charyzmie. Trudno odmówić jej charakteru. Wszystko oczywiście jest utrzymane na poziomie Arrowverse, do którego pierwszy sezon Batwoman nigdy nie sięgnął. Dobrze też powiązano ją z Alice, bo dzięki temu wyjaśniono,  skąd w ogóle ma te wszystkie umiejętności. W pierwszym sezonie odpowiedź była przecież banalna: bo tak. Mimo wszystko daleko tutaj do oryginalności czy czegoś zmieniającego oblicze Batwoman. Przez cały wątek można odczuć zbyt oczywiste inspiracje trylogią Nolana o Batmanie, której showrunnerka tego serialu jest fanką. Aż nazbyt oczywiste jest, że w serialu Safiyah przypomina Ra's Al Ghula, który przyjmuje w swoje szeregi istotną dla historii postać i ją szkoli, by następnie ta sobie poszła. Zbyt dużo takich drobnych podobieństw. Niby nic to nie szkodzi, a nawet jest wartością dodatnią do serialu, ale wciąż czuć, że to się jakoś gryzie i nie jest popisem kreatywności twórców. Batwoman notuje poprawę i nie da się tego ukryć. Zwłaszcza w kwestii Javicii Leslie w roli Ryan, która jest o niebo lepsza od Ruby Rose. Jednak scenarzyści są nadal ci sami, więc raczą nas czasem głupim zachowaniem postaci czy zbyt łopatologicznymi wątkami jak kwestia Zszasza. Jest lepiej, bo ten 2. sezon ogląda się nieźle, bez uczucia zażenowania. Na plus działa brak romansów i siostrzanej relacji, które pogrążały tamtą serię.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj