Ostatnie dwa epizody pierwszego sezonu Beau Séjour nie zawiodły, ponieważ akcja nabrała tempa, choć nie było ono zawrotne. Do tego w końcu bohaterowie podążali za konkretnymi tropami, które przybliżały ich do odkrycia tajemnicy morderstw zarówno Kato, jak i Sofii oraz Leona. Jednak zanim doszło do ostatecznych rozwiązań, twórcy skutecznie trzymali widzów w niepewności. Dlatego w dziewiątym odcinku oglądaliśmy rekonstrukcje wydarzeń z tytułowego hotelu, którą zaprezentował Charlie. Jego przyznanie się do winy budziło wątpliwości, ale szczegóły zbrodni, które podawał śledczym, zgadzały się z ich ustaleniami. Nie od razu został więc wykluczony z kręgu podejrzanych, mimo że Kato oraz jego ojciec szybko odrzucili taką możliwość. W interesującym kierunku rozwinęło się śledztwo Alexandra. Raczej można było się domyślić, że to ślepa uliczka. Laboratorium narkotyków odnalezione przez niego w szczerym polu zaskoczyło, bo wiązało się z babcią Kato. Smutne oraz tragiczne było to, że w pośredni sposób przyczyniła się do jej śmierci, bo dziewczyna po zażyciu pigułki była bezbronna. Poza tym wyjaśniło się powiązanie babci z Vanderkerkiem. Nie wspominając też o Alexandrze, który przyznał, że współpracował z bossem narkotykowym. To tłumaczyło jego podejrzane zachowanie i zacieranie śladów.  Jednak najbardziej w tym dziewiątym odcinki intrygowało, kim jest tajemniczy White, który komunikował się z Kato w noc jej śmierci. Bohaterce pomogła Ines, wabiąc osobnika, ale ostatecznie dziewczyny nie dojrzały twarzy skrywającej się pod kaskiem motocyklisty. Dzięki temu udał się kolejny znakomity cliffhanger, w którym widzowie zobaczyli, że to Bart. To zaskoczyło, ponieważ ta postać była raczej poza kręgiem podejrzeń ze względu na swoją nieporadność. Trudno było uwierzyć, że jest geniuszem zbrodni, bo pełnił nieco komediową funkcję w serialu. Oczywiście okazało się to zmyłką twórców. Trzeba przyznać, że ten twist mógłby być naprawdę ciekawym i niespodziewanym zwrotem akcji, gdyby nie pamiętało się, że Bart przecież nie widział Kato podczas zawodów motocrossowych na początku sezonu. Więc dobrze, że twórcy nie poszli tą drogą, udziwniając fabułę, lecz trzymali się przyziemnej historii. W każdym razie ta końcówka robiła wrażenie również dzięki temu, że nasz duch został obezwładniony i porwany przez nieznanego napastnika. 
fot. VRT // deMENSEN
+12 więcej
Dziesiąty odcinek  nie przyniósł szybko ostatecznych odpowiedzi. Dalej sugerowano, że to Bart stoi za zbrodnią. Z ekranu zniknęli Charlie oraz Kato, która była zakopana w trumnie pod ziemią. Choć twórcy długo przeciągali rozwiązanie zagadki, to udało im się sprawić niespodziankę tym, że sprawcą okazał się Marcus. Jego działania zostały dobrze umotywowane, bo wiązały się z jego przeszłością i zdradą żony (wątek romansu okazał się istotny). Mniej argumentów przemawia za tym, że zrobiono z niego seryjnego mordercę (sprawa Klaudii z przeszłości), którego do zabijania pchały pewne "zapalniki". Do tego uśmiercił brutalnie swoją córkę oraz Kato. Zaskoczenie zadziałało, bo tropy wskazujące na jego winę były dobrze ukryte, a wyjaśnienie okazało się logiczne, ale lekko naciągane. Finałowa szarpanina Luca i Marcusa dostarczyła emocji, jednak takie zwyczajne wparowanie w napiętą i niebezpieczną sytuację pań detektyw nie zrobiło wrażenia. Dobrze, że twórcy pokazali retrospekcje z nocy, gdy zginęła Kato, aby przedstawić tragiczny przebieg wydarzeń. Wszystkie elementy układanki połączyły się w jedną całość, co warto docenić.  W serialu udało się pozamykać wszystkie wątki. Nie pozostawiono żadnych niedopowiedzeń czy niejasności. Natomiast co do kilku można mieć wątpliwości, czy sposób ich rozwoju był odpowiedni. Tyczy się to historii Ines, która najpierw okazała się dilerką narkotyków, żeby na koniec zajść w ciążę z... ojcem Kato. Twórców poniosła trochę wyobraźnia, żeby aż tak skomplikować jej wątek. Postać dziwnego Cyrila też niewiele wniosła do fabuły, nie licząc ostatnich dwóch odcinków, gdy wyjawił sekret Luca. Szkoda, że panie detektyw nie odegrały nieco ważniejszej roli, ponieważ bez pośredniej pomocy Kato niewiele zdziałałyby w tym śledztwie. To tylko drobne zgrzyty, które nie wpływają na pozytywny odbiór sezonu, bo historia była ciekawa i wielowątkowa. Może nie wywoływała wielkich emocji, ale podtrzymywała zainteresowanie w odwiecznym pytaniu kryminalnych produkcji - "kto zabił?". Pierwszy sezon belgijskiego Beau Séjour był solidny oraz w miarę wciągający, a rozwiązanie zagadki okazało się całkiem satysfakcjonujące. Warto pochwalić trafny casting oraz wizualną stronę, która nadała nieco depresyjny i surowy klimat serialowi. Motyw paranormalny, w którym główna bohaterka była duchem i szukała swojego zabójcy, świetnie się sprawdził w tej historii. Nawet nie przeszkadza to, że pominięto powody, dlaczego powróciła jako zjawa i nie do końca wskazano przyczynę, że tylko niektóre osoby ją widziały. To i tak był to znakomity pomysł, żeby w tak nietypowy sposób urozmaicić ten gatunek filmowy. Twórcy wyszli z niego obronną ręką. Beau Séjour to produkcja udana i godna polecenia.   
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj