Reżyser Agentów i Everestu zabiera nas tym razem do RPA, gdzie Idris Elba zmierzy się z krwiożerczym lwem. Czy to dobry pomysł na historię? Sprawdzamy.
Życie prywatne doktora Nate’a Samuelsa (
Idris Elba) zmieniło się po śmierci żony. Nagle ciężar wychowania dwóch córek spadł na barki człowieka, który w domu był raczej gościem. Musi on zbudować relacje z dziećmi praktycznie od nowa. Wymyśla więc podróż do Afryki – miejsca, gdzie poznał ich matkę i spędził z nią najpiękniejsze chwile. Tam spotykają Martina (
Sharlto Copley), serdecznego przyjaciela rodziny, zajmującego się ochroną dzikiej zwierzyny i tropieniem kłusowników. Podczas jednego z wypadów cała czwórka natrafia na wioskę, której mieszkańcy zostali brutalnie zabici przez jakieś rozwścieczone zwierzę.
Scenariusz napisany przez Ryana Engle’a – człowieka, który wcześniej zaserwował nam kilka filmów akcji z Liamem Neesonem, takich jak
Pasażer,
Non-Stop, a także wysokobudżetowe dzieło z Dwaynem Johnsonem
Rampage: Dzika furia – jest bardzo podobny do produkcji
Horda z Megan Fox. Z tą różnicą, że tym razem przed lwem nie staje uzbrojona grupa najemników, a zwykła rodzina. Do tego tekst Engle’a jest napisany z większym uczuciem, scenarzyście udało się wpleść w niego jakieś emocje. Czasami siedziałem na skraju fotela i tak jak bohaterowie zastanawiałem się, z której strony nadejdzie zagrożenie. Reżyser
Baltasar Kormákur dobrze sobie to wszytko wymyślił. Idealnie rozłożył akcenty, dzięki czemu z banalnej historii udało mu się stworzyć lekki dreszczowiec. Nie ma tutaj nic odkrywczego, ale i tak widz wychodzi z seansu trochę naelektryzowany. Reżyser – podobnie jak w nakręconym wcześniej filmie
Everest – świetnie nakreśla związki emocjonalne pomiędzy bohaterami i wykorzystuje je do urozmaicenia fabuły. Doktor musi udowodnić córkom, że jest w stanie choćby w najmniejszym stopniu zapełnić dziurę, jaka powstała w ich sercach po matce, i od tego momentu stawiać ich potrzeby powyżej swoich. A to jest trudniejsze, niż się spodziewał.
Sporym problemem jest niski budżet produkcji. W scenach, gdy kamera skupia się na tytułowej bestii, widzimy, że wkurzony lew jest w pełni wygenerowany komputerowo. Jego sztuczność najbardziej uderza w momentach, gdy ma poharatany pysk. Niestety odbiera to sporo magii tej produkcji. I Idris Elba może dwoić się i troić, ale i tak scena wygląda komicznie, gdy staje oko w oko z bestią. Nie sposób tego zignorować.
Mimo wszystko
Bestia jest ciekawą opowieścią, w której skłócona rodzina musi zakopać topór wojenny i zacząć współpracować, by przeżyć. To taka ekspresowa terapia rodzinna w Afryce.
fot. Lauren Mulligan/Universal Pictures - © 2022 Universal Studios. All Rights Reserved.
Bestia jest ewidentnie produkcją, która odnalazłaby się lepiej na VOD niż na dużym ekranie. Rozumiem, że Universal ze względu na Idrisa Elby w obsadzie postanowił zawalczyć o widza, który nie przepada za oglądaniem filmów na domowej kanapie. Sam miło spędziłem czas podczas seansu, ale wiem też, że to była jednorazowa przygoda, której raczej nie będę chciał powtarzać. Szkoda czasu. Raz w zupełności wystarczy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h