Mając w głowie niedawno zakończoną wizytę na Karaibach z Edwardem Kenwayem w grze Assassin's Creed IV: Black Flag, na Black Sails czekałem z umiarkowanym zainteresowaniem. Choćby z tego względu, że tematyka produkcji stacji Starz jest stosunkowo świeża. Filmowi "Piraci z Karaibów" to zupełnie inna bajka, i to w dużej mierze dla młodszych widzów. Z kolei w poważny, dorosły i brutalny sposób do tematyki piractwa nikt nie miał odwagi podejść. Amerykańska telewizja funkcjonuje tak, że gdy pojawia się jakiś interesujący koncept, natychmiast wałkowany jest on przez dwie różne stacje tworzące zupełnie różne od siebie projekty. Tym razem na historie pirackie zdecydowało się NBC i Starz, ale ten telewizji ogólnodostępnej trudno traktować poważnie. To właśnie w serialu kablowej stacji premium upatrywałem czegoś wyjątkowego, ale - niestety - zawiodłem się.
Black Sails to kolejna produkcja mocno ukazująca charakterystyczny styl seriali stacji Starz. Połączenie sporej liczby scen seksu i nagości z wulgarnością i brutalnością znamy doskonale z wcześniejszych propozycji Starz, opowiadających o Spartakusie i Leonardzie da Vinci. W pierwszej chwili taki prosty schemat może wydawać się wtórny, ale gdy dodamy do tego interesującą fabułę (jak w przypadku "Spartakusa") lub wyrazistego bohatera (Demony da Vinci), produkcja staje się wystarczająco strawna do systematycznego oglądania. Problem pojawia się, gdy poza jasno określonymi przez Starz normami zaczyna brakować zawartości.
[video-browser playlist="634556" suggest=""]
Oglądając drugi odcinek Black Sails, nabierałem przekonania, że to nie Kapitan Flint jest głównym bohaterem tej produkcji, a to właśnie sugerował pierwszy epizod. Owszem, fabuła serialu skupiona jest na jego postaci, ale tak naprawdę nie on odgrywa w obecnym rozwoju ścieżek fabularnych najważniejszą rolę. Równie mocno scenarzyści uwidaczniają mieszkańców Nassau - choćby po to, by wprowadzić do odcinków tak bardzo potrzebne stacji Starz kobiety i ich wdzięki. Problemem Black Sails jest tempo akcji. Momentami można odnieść wrażenie, że połowa scen nie wnosi do serialu nic nadzwyczajnego. Owszem, główny wątek prowadzony jest przyzwoicie, ale w dotychczasowych dwóch odcinkach rozciągnięty został do granic możliwości. Przykład zapamiętania treści strony przez Johna Silvera zdaje się to potwierdzić.
Gdzie więc czuć potencjał tej produkcji? Choćby w widowiskowych bitwach morskich. Przedsmak tego widzieliśmy zarówno w pilocie, jak i w zwiastunach zapowiadających cały sezon. Chęć maksymalnego wzbogacenia się i rozwoju Nassau jako niezależnego państwa pirackiego to idea, która powinna napędzić pierwszy i drugi sezon Black Sails. Pytanie tylko, jak mocno scenarzyści będą eksploatować ten wątek i jak dużo zapychaczy wpisanych zostanie w fabułę podczas najbliższych odcinków. Na razie najlepszym elementem produkcji jest jej czołówka - i na tym lista zalet niestety się kończy. Chyba że lubicie patrzeć na zupełnie nagą Jessicę Parker Kennedy, znaną m.in. z roli Melissy w The Secret Circle.