Cieszę się, że Anna Radwan w końcu miała więcej do pokazania w serialu. Jej postać Beaty wzbudza we mnie sympatię, chociaż nie usprawiedliwiam jej zdrady. Podczas całej terapii zachowywała się poważnie, emocjonalnie i przede wszystkim rozsądnie. Andrzej, choć nie jest bez winy, robił z siebie ofiarę, a wyraźnie widzimy, że tak nie jest. Wina leży po obu stronach.
Nie rozumiem jednego zagrania scenarzystów. Kiedy już na jaw wyszła sprawa z Weroniką i Beata pyta Andrzeja, czy z nią spał, on nie odpowiada, milczy. Podobna sytuacja miała miejsce, gdy o to samo zapytał go Szymon we wtorek. Takie zachowanie jest naturalne, jeśli sypiał z urodziwą pacjentką, a przecież wiemy, że tego nie zrobił, więc po co ta gra? Wydawało mi się to trochę naciągane i niepotrzebne, a przede wszystkim mało wiarygodne i nieusprawiedliwione fabularnie.
Barbara w tym odcinku występowała w roli słuchacza. Udzielała się niewiele, lekko motywując małżeństwo do wyjawienia ukrytych emocji. Cieszy fakt, że dzięki Barbarze w trakcie spotkania Andrzej przestał zachowywać się tak głupio, uparcie i zaczynał akceptować swoją winę. Podkreślał, że chce uratować małżeństwo, a sprawa Weroniki jest zakończona.
Wszystko wskazuje na to, że to właśnie w postaci młodej dziewczyny leży klucz do problemów małżeństwa. Sugeruje to wypowiedź Beaty, która stwierdza, że wszystko zaczęło się rok temu - właśnie wtedy rozpoczął terapię z Weroniką. Dodatkowa sugestia, że chciał mieć wolne poniedziałki, aby móc prowadzić z nią sesje. Najwyraźniej przed pojawieniem się Weroniki ich małżeństwo nie miało takich problemów.
Oboje zrobili pierwszy krok, ale trudno przewidzieć, czy Barbara będzie w stanie im pomóc. Dobrze wiemy, że do końca sezonu zostało jeszcze sporo odcinków, więc w poniedziałek na pewno Weronika powróci. Pomimo ciekawego spotkania, brakowało mi w tym odcinku większej ilości emocji i napięcia, co trochę mnie to rozczarowało.
Ocena: 6/10