Już od pierwszego momentu widać zmiany w zachowaniu wojskowego. Na pierwszy rzut oka widać, że jego policzki pokrywa kilkudniowy zarost, chociaż do tej pory żołnierz był zawsze gładko wygolony. Oprócz tego wydawał się być jakiś cichy, smutny. Gdzieś zniknęła na chwilę ta jego werwa i energiczność granicząca z agresywnością.
Oczywiście nie mogło się obyć bez odniesień do zeszłotygodniowych napięć. I tu jak za dotknięciem magicznej różdżki, gdy Szymon usłyszał od Andrzeja słowo „przepraszam”, wrócił dziarsko do dawnego sposobu bycia.
Tym razem jednak szybciej niż dotychczas komandos ujawnił tak zwane prawdziwe problemy. Pierwsze zagadnienie doprawdy zwala z nóg. Wieczór spędzony w towarzystwie homoseksualistów wyzwolił u Szymona pytania dotyczące własnej seksualności. Myślę jednak, że tu nie o same preferencje seksualne chodzi, tylko o pewne stwierdzenia, które usłyszał od partnera swojego szwagra i które zmusiły go niejako do zastanowienia się nad pewnymi sprawami.
Następnie temat rozmowy bardzo szybko zboczył w stronę relacji z ojcem. Szymon podczas opowiadania próbował sobie ulżyć jak umiał: klął, używał wulgaryzmów, wrócił do dawnego stylu bycia, a mimo to nie udało mu się ukryć emocji. Przyznam szczerze, że nie mogłam się powstrzymać od refleksji „biedny facet”. Wreszcie stało się coś, co przerosło moje najśmielsze oczekiwania: Szymon rozpłakał się w toalecie.
Gdy przewijam w pamięci wszystkich pacjentów Wolskiego, właśnie Szymon wydaje mi się najbardziej skomplikowaną i trudną do zagrania postacią. W tym miejscu owacje na stojąco naprawdę należą się Marcinowi Dorocińskiemu. Nie wyobrażam sobie, by ktoś inny mógłby zagrać tego bohatera.
Na dalszy rozwój terapii czekam z niepokojem. Ten mężczyzna, który większość swojego życia stał na baczność, przed ojcem, przed sobą, przed oczekiwaniami świata, wreszcie zaczął pękać.