Pierwszy raz mogliśmy poznać dzieci Andrzeja i Beaty. Na pierwszy ogień poszła Hania, która przyszła do ojca, aby naskarżyć na Janka. Scenariuszowo cały odcinek był dobrze rozegrany - bardzo naturalny i wiarygodny. Postać Hani była przekonująca i realna - przyzwoicie pokazano jej relacje z ojcem i bardzo niezręczne rozmowy, gdy zamiast czule spytać o kolegę, wypytuję ją jak na przesłuchaniu.
Wydaje się, że Hania tak naprawdę przyszła do ojca, aby porozmawiać o problemach małżeńskich rodziców. Wybryk Janka to tylko pretekst do nawiązania rozmowy. Aktorka robiła dobre wrażenie w tych emocjonalnych scenach. I można rzec, że mówiła dużo prawdy, gdyż Andrzej naprawdę nic nie robi, by uratować małżeństwo. Przecież Beata powiedziała mu, że wyjeżdża z kochankiem do Rzymu, a on ot tak na to pozwolił. Dopiero córka uzmysłowiła mu błąd i dała bardzo do myślenia.
Postać Janka zrobiła mniejsze wrażenie, głównie przez aktora, który wydawał się sztuczny. Widać to było w kwestiach, jak je wypowiadał - brakowało w nich pewnej płynności, bardziej przypominały recytację. Fabularnie Janek także miał dużo racji w rozmowie z Andrzejem, zwłaszcza gdy stwierdził, że ojciec zamyka się tutaj i gada tylko z pacjentami, a nie z własną żoną.
Odcinek ciekawy i dający do myślenia - pierwszy raz mieliśmy tak wnikliwe spojrzenie na prywatne życie terapeuty. Rozmowy z dziećmi dały na pewno także do myślenia głównemu bohaterowi - w piątek okaże się, czy wyciągnął dobre wnioski.