Rozwiązanie nastąpiło już w poniedziałek, kiedy to towarzyszyliśmy Andrzejowi podczas pogrzebu Szymona Kowalczyka. Był to jeden ze smutniejszych i bardziej przejmujących odcinków tej serii. Jednak na tym nie koniec.
Na wtorkową terapię zamiast Szymona przyszedł jego ojciec. Z początku bardzo przypominał swojego syna, zwłaszcza przez niewybredne porównanie terapeuty do kobiety trudniącej się najstarszym zawodem świata.
Była to bardzo szczególna terapia. Z jednej strony mężczyzna przyszedł niemalże żebrać o informacje o swoim zmarłym synu, a jednocześnie pokazał nam zupełnie nieznany obraz komandosa, którego nie zdążyliśmy poznać podczas sesji terapeutycznych. Ciężko znaleźć słowa, by skomentować sytuację rodzica, który nie zna swojego dziecka i szuka informacji o nim u obcych sobie osób.
W tym odcinku Andrzej wyglądał dużo starzej niż zazwyczaj. W poniedziałek wspomniał, że nigdy jeszcze nie umarł mu żaden pacjent. Ja jednak myślę, że to wydarzenie mocno nim wstrząsnęło ze względów czysto ludzkich. Bowiem Szymon Kowalczyk nie należał do ludzi, obok których można przejść obojętnie, których imię zapomni się na 5 minut po rozstaniu. Tu należą się brawa dla scenarzystów i dla Marcina Dorocińskiego za wykreowanie tak barwnej postaci.
Szczerze mówiąc, bardzo ciężko mi skomentować ten odcinek. Nastąpiło swoiste, bardzo dokładne domknięcie wątku. Poza tym, aktorom i samej historii udaje się wzbudzić smutek bez wielkich słów i ckliwych scen. Samo życie.
Jedno wiem na pewno. Będzie mi bardzo brakować tej postaci.