Już od kilku odcinków przepowiadałem, że zakończy się to rozwodem i taka też jest decyzja pary. Najgorsze jednak w tym to, że Anita szuka winnego w osobie Andrzeja. Ta postać straciła już wszelkie szacunek u mnie jako widza. Przecież główna wina leżała w tym, że ot tak zdradziła męża ze swoim szefem. Jedynie Jacek staje po stronie terapeuty.

Pomimo wszystkich znaków na ziemi i niebie oczekiwałem, że dojdzie do porozumienia, kolejnej próby dla tego związku, ale tak nie było. Można rzec, że byłoby to zbyt filmowe oraz naciągane i na pewno jest w tym ziarno prawdy. Jacek podkreślał w rozmowie, że dzięki terapii bardziej się poznali i zrozumieli. Od początku ich związek oparty był na cielesności - nie było w nim głębi czy wielkiej miłości. Dlatego nie mogli się dogadać, ciągle się kłócili, a byli razem głównie przez swoje dziecko. Na pewno na swój sposób kochali się. Istnieje w ich relacjach sprzeczność - gdy są razem, nie mogą ze sobą wytrzymać, a gdy nie są razem, nie mogą bez siebie żyć.

Czegoś mi zabrakło w zakończeniu tej terapii. Możemy traktować ją trochę jako porażkę Andrzeja, któremu nie udało się uratować małżeństwa. Z drugiej strony jest dużo niedopowiedzeń - nie wiemy, co wydarzyło się po wyjściu z gabinetu. Może sugestia terapeuty, by dali sobie jeszcze jedną szansę, podziała?

Nie do końca przekonał mnie wybuch rozpaczy Anity - wydaje mi się, że aktorce nie wyszła ta emocjonalna scena. Zakradła się tutaj szczypta sztuczności. Odcinek dobry, ale pozostawia po sobie duży niedosyt.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj