Maddie (Jennifer Lawrence) to kobieta, która boi się zobowiązań. Mężczyzn traktuje przedmiotowo. Jedyne, na czym jej zależy, to utrzymanie domu, który dostała od mamy. Problem w tym, że miejsce, w którym mieszka staje się bardzo atrakcyjne dla ludzi starających się uciec od miejskiego zgiełku, co powoduje znaczny wzrost podatku od gruntu. Dziewczyna ledwo wiąże koniec z końcem. Stoi przed nią widmo utraty domu. Szukając jakiegoś ratunku, trafia na intrygujące ogłoszenie o pracę: zamożni rodzice (Laura Benanti i Matthew Broderick) szukają kogoś, kto „umówi się na randkę” z ich introwertycznym 19-letnim synem, Percym (Andrew Barth Feldman), i otworzy na świat, zanim chłopak wyjedzie na studia. Dla Maddie uwiedzenie faceta nigdy nie było problemem. Problem w tym, że Percy nie jest taki jak inni mężczyźni, których spotkała na swojej drodze. Reżyser Gene Stupnitsky postanowił wziąć bohaterkę rodem z serii filmów American Pie i umieścić ją w obecnej rzeczywistości. Maddie jest bowiem dziewczyną, która nie gryzie się w język, prześlizguje się przez życie, licząc, że „jakoś to będzie”. Percy jest jej kompletnym przeciwieństwem. Ma dwójkę nadopiekuńczych rodziców, przez których jego życie towarzyskie lata temu legło w gruzach. Stał się pośmiewiskiem całej szkoły, przez co nauczył się bycia niewidocznym w tłumie. Nie chce rzucać się w oczy. Ta postawa, przynajmniej w oczach rodziców, czyni go niezdolnym do samodzielności. Bez urazy ma kilka bardzo ciekawych i zabawnych momentów. Jednym z nich jest konfrontacja Maddie ze współczesnymi licealistami. Dzieciakami uzależnionymi od telefonów komórkowych i kontaktów z obserwującymi ich na social mediach fanami. Wszystko, co w ich mniemaniu może być obraźliwe dla kogoś, musi być napiętnowane. Każdy żart jest brany na serio. Jest to świat, do którego Maddie w zupełności nie pasuje. Jest to pewnego rodzaju pokazanie przez reżysera, że takie filmy jak Supersamiec czy American Pie w obecnych czasach nie mogłyby powstać. Zostałyby automatycznie oprotestowane i uznane za produkcje godzące w różne grupy społeczne. Poddano by je takiemu samemu ostracyzmowi, z jakim spotkała się Maddie w scenie imprezy licealistów. Współczesna młodzież w oczach Gene'a Stupnitsky'ego to grupa, która jest trzymana przez rodziców pod kloszem. Nie maja własnego głosu. Nikt nie pozwala im popełniać samodzielnie błędów. Wszystko jest dla nich już zaplanowane. Wszystkiego się boją, a każdy, kto ma mocniejszą opinię odbiegającą od ich norm, jest uznawany za zagrożenie i dziwaka. Reżyser stara się odpowiedzieć na pytanie, czy oba te pokolenia, które teoretycznie dzieli wszystko, mogą znaleźć wspólny język. Obsadzenie Jennifer Lawrence w roli Maddie było bardzo dobrym wyborem. Aktorka idealnie nadaje się do grania wyluzowanej i czarującej dziewczyny z sąsiedztwa. Każdy, kto śledził jej karierę i widział kilka wystąpień publicznych czy wywiadów, wie, że aktorka potrafi podczas spotkań z innymi gwiazdami przerodzić się w zwykłego fana. Nie potrafi ukrywać swoich emocji. I taka też jest filmowa Maddie. Nie potrafi udawać kogoś innego. Nawet gdy stara się uwieść Percy’ego, robi to strasznie nieporadnie. Czuć w tym fałsz. I komediowo wypada to znakomicie. Jednak, gdy pokazuje swoją prawdziwą twarz, jak choćby w scenie na plaży, gdy spuszcza łomot grupie nastolatków, wtedy robi się naprawdę zabawnie. 
fot. materiały prasowe
Trochę słabiej wypada partnerujący jej Andrew Barth Feldman. Jego nieporadność życiowa i wycofanie bardziej widza drażni niż śmieszy. Rozumiem, że zamysł reżysera był taki, by obie postaci przeszły pewną przemianę podczas spotkania i finałowo życie każdego zostało odmienione, jednak mam wrażenie, że Lawrence daje w tym projekcie z siebie dużo więcej niż młodszy kolega. Nie wiem, czy Feldman nie do końca czuł granego przez siebie bohatera, czy też brakuje mu talentu komediowego, ale niestety nie wzbudził on mojego entuzjazmu. Nie będę Was czarować, sama intryga fabularna Bez urazy jest dość przewidywalna, jednak nie dla niej sięga się po ten tytuł. Jest to komedia opierająca się na licznych gagach w wykonaniu Lawrence. Reżyser Gene Stupnitsky serwuje nam film o tym, że każdy z nas dorasta w innym tempie i potrzebuje do tego innych bodźców. Nie da się tego przyśpieszyć lub zaplanować. Jeśli człowiek nie jest gotowy na zmianę, to będzie się kurczowo trzymać swojego dotychczasowego życia. Będzie ignorował wszystkie sygnały z otoczenia, że świat się zmienia i trzeba się z tym pogodzić. Bez urazy jest produkcją dostarczającą rozrywki w powolny niedzielny wieczór. Bawi, edukuje, zostawia po wszystkim w dobrym nastroju. Ma także ten klimat komedii z lat 2000, który trudno jest już w kinie uświadczyć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj