Bez wyjścia to amerykański thriller dystrybuowany na platformach VOD. Główną bohaterką produkcji jest Darby, młoda dziewczyna, która ucieka z ośrodka odwykowego, by odwiedzić w szpitalu swoją matkę. Podróż zostaje przerwana przez nagłą śnieżycę, w związku z czym Darby jest zmuszona spędzić kilka najbliższych godzin w oddalonym od miasta punkcie turystycznym, gdzie przebywa już kilkoro uziemionych przez śnieg ludzi. Piątka nieznajomych usiłuje umilić sobie przeczekanie pogawędkami czy grą w karty. Kiedy Darby odkrywa, że w aucie na parkingu znajduje się zakneblowana i związana dziewczynka, zaczyna się robić coraz niebezpieczniej. Minuty mijają, a bohaterka stoi przed nie lada dylematem – u kogo z zebranych szukać pomocy, skoro nie wiadomo, kto z nich jest porywaczem? Filmów z podobnym motywem widziałam przynajmniej kilka – No Exit nie wyróżnia się nowatorstwem, jednak jest na tyle umiejętnie zrobiony, że seans upływa bardzo szybko. Fabuła jest prosta i nie wymaga pogłębionej analizy, a fakt, że cała akcja rozgrywa się w zasadzie w jednym i tym samym miejscu, dodatkowo zagęszcza atmosferę, powodując rozsądne utrzymanie napięcia – osadzenie tej historii w głębokim śniegu i w ciemności nocy tylko podkreśla fakt izolacji i zagrożenia. Zabieg oklepany, jednak po raz kolejny okazuje się, że w niskobudżetowych thrillerach dobrze się to sprawdza. Jak na produkcję do pochrupania popcornu (nie oszukujmy się, ten film nie jest niczym więcej) całość jest poprawna i bardzo przystępna w odbiorze. Główną osią akcji nie jest sama próba zdemaskowania porywacza. O tym, do kogo należy samochód z porwaną dziewczynką w bagażniku, dowiadujemy się dość szybko; nie ma tu żadnej złożoności. Przeważająca część filmu dotyczy już konfrontacji z porywaczem, na którą składać się będą schematyczne zabiegi stosowane w tym gatunku – negocjacje, próby ucieczki i przechytrzenia przeciwnika czy też wreszcie bezpośrednia walka przy użyciu amatorskiego arsenału, jaki oferuje drewniany domek. Mamy tu do czynienia z prostym i niewymagającym thrillerem, który pozbawiony jest dłużyzn i utrzymuje podobny poziom napięcia przez cały czas trwania. Na plus należy zapisać także fakt, że mimo typowości, jest tu również miejsce na wydarzenia nieprzewidywalne. Jestem pozytywnie zaskoczona grą aktorską, zwłaszcza Havany Rose Liu, która wciela się w główną bohaterkę Darcy. Dziewczyna daje z siebie wszystko, a sceny z jej udziałem są naprawdę przekonujące – można jej uwierzyć na słowo, wraz z nią wzdrygnąć się z bólu czy obrzydzenia, odczuć towarzyszący jej strach. Liu wyróżnia się na tle obsady, która – choć również robi, co może, by dodać swoim postaciom wielowymiarowości i charakteru – ma tu do zagrania znacznie mniej. Postacie nie zostały dookreślone przez twórców. Dla samej fabuły i płynności filmu nie ma to jednak większego znaczenia – opowieść i tak się klei, mimo pewnych luk czy niedopowiedzeń dotyczących bohaterów. No Exit to produkcja poprawna, która może umilić wieczór, jeżeli akurat szukacie czegoś na odreagowanie. Głowa nie musi przy tym zanadto pracować, a oczy mają na co patrzeć – na ekranie dużo się dzieje, napięcie jest umiejętnie podtrzymywane, a gra aktorska zadowala. Oczywiście, do ciągów przyczynowo-skutkowych czy logiki w działaniach bohaterów można mieć pewne zarzuty, ale ostatecznie film moim zdaniem się broni. Ani przez moment nie udaje, że jest kinem ambitnym czy wymagającym. Twórcy nie proponują widzom żadnych złożonych problemów czy wątków do rozsupłania. To po prostu krótka opowieść o tym, co wydarzyło się w chatce za miastem – w dodatku zbudowana książkowo, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem oraz kilkoma nieoczekiwanymi twistami. Nie ma tu absurdów, które niweczyłyby przyjemność z seansu, a na ewentualne głupotki da się z łatwością przymknąć oko. Ode mnie 6/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj