Przez większość serialu mieliśmy do czynienia z polityczną grą i dojrzewaniem Elżbiety York. To wszystko dobrze się oglądało, intrygi zazębiały się, a ciągłe ataki księżnej Burgundii wprowadzały urozmaicenie. I co najważniejsze dobrze rozwijano relację Elżbiety z Henrykiem, która mogła wzbudzać sympatię. To wszystko zostaje pogrzebane w ostatnich odcinkach na rzecz zbyt mocnego i nieudolnego skupienia się na jednym wątku. Kiedy mieliśmy walkę pomiędzy Anglią a Burgundią, Henrykiem, a Ryszardem, to serial był ciekawy. Teraz, gdy Ryszard jest w niewoli, wszystko idzie w złym kierunku. Najgorzej to prezentuje się po stronie samego króla Henryka, który zamiast rozwiązać sprawę, brnie w coraz większą paranoję. Wszelkie jego próby złamania Ryszarda są nudne, nieciekawe, mało pomysłowe i coraz bardziej banalne. Król kombinuje i nic z tego nie wychodzi. Co chwilę wracamy do punktu wyjścia. Najgorzej wypada scena, gdy niby wróg został złamany, ale król swoją paranoją doprowadza do powrotu problemu. A to nie wygląda najlepiej. Nagle w ostatnich odcinkach postać króla straciła cały pazur. Dobrze, że koniec końców rozwiano wątpliwości, czy ten Ryszard jest prawdziwym Yorkiem, czy podszywającym się chłopakiem. Niby sugestie potwierdzające padały ciągle, ale dobrze, że ostatecznie postawiono tutaj kropkę nad i. Nawet pomimo tego, że przez te odcinki ciągle bawiono się tym konceptem w dość średnim stylu. Bo co? Elżbieta miała nagle zdradzić wszystko dla brata, którego nie widziała od wielu lat? Trudno w tym znaleźć większy sens fabularny poza dość mdłym przeciąganiem wątku. Najgorzej jednak jest z księżną Burgundii, która nagle ni stąd ni zowąd teleportowała się do Londynu. Skoro to takie proste, dlaczego wcześniej tego nie zrobiła ze swoją armią? Przez taki naciągany wątek całość coraz bardziej zaczęła iść w stronę jakiejś parodii. Szczególnie, że gdy księżna zaczęła swoją krucjatę przeciwko Henrykowi, straciła jakiekolwiek cechy ludzkiej postaci. Jest to jedna z bardziej karykaturalnych i przerysowanych bohaterek tego serialu, które w zasadzie bardziej przypominają złoczyńcę z kreskówki, niż kogoś, kto mógłby napędzać rozwój serialu. Podobnie zresztą skończyła Małgorzata, matka króla, której wątek potoczył się banalnym i przewidywalnym torem. Szkoda, bo postać miała o wiele większy potencjał. Czuć, że w finałowych odcinkach zbyt wielki nacisk został postawiony na mdłych i irytujących postaciach (księżna, kuzynka Elżbiety, Ryszard i jego żona) bez większego pomysłu na to, w jakim kierunku to powinno iść. Ostatecznie w bólach ten cel się narodził i opiera się na tym, by Elżbieta York przejęła stery i bezwzględnie temat zakończyła. Jest tutaj kilka dobrze nakręconych i emocjonalnych scen (egzekucja), ale to zbyt mało, by jednak zmyć niesmak, jaki te odcinki pozostawiają. Przekombinowane, nieangażujące i coraz bardziej sztampowe. To mógł być niezły serial kostiumowy dla fanów gatunku, ale ostatecznie The White Princess to produkcja zaledwie przeciętna. Przez większość czasu przyjemna, wciągająca i nieźle zagrana. Jednakże przez po prostu słabe zakończenie wrażenie pozostaje negatywne. Niby solidna rozrywka, ale po tym, jak się zakończyła, trudno mi powiedzieć, że warto było.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj