Belli Baxter (Emma Stone) zostaje przywrócona do żywych przez genialnego i niekonwencjonalnego naukowca, doktora Godwina Baxtera (Willem Dafoe). Zamyka on w ciele dorosłej kobiety umysł niemowlaka. To znaczy, że bohaterka musi wszystkiego uczyć się od nowa. Świat to dla niej nieznane terytorium. Pod opieką swojego stwórcy Bella dowiaduje się, czym jest życie. Jednak szybko dochodzi do wniosku, że nie chce chować się pod „kloszem”. Pragnie spróbować wszystkiego, co tylko się da. Wszystkiego, co może sprawić jej radość. W poszukiwaniu nowych doznań wyrusza w burzliwą i pełną przygód podróż przez kontynenty w towarzystwie sprytnego i rozpustnego prawnika, Duncana Wedderburna (Mark Ruffalo). Wolna od uprzedzeń Bella z determinacją walczy o równość i niezależność.
Podczas seansu nowego filmu Yorgosa Lanthimosa miałem uczucie, jakbym oglądał Barbie Grety Gerwig, tylko bez tego różowego, lukrowanego dodatku. Tematyka obu produkcji jest bowiem zbliżona, choć grecki reżyser był bardziej szalony w realizacji swoich wizji. Jestem przekonany, że to, co widzimy na ekranie, przebija nawet wyobraźnię szkockiego powieściopisarza Alasdaira Graya, którego dzieło zostało tu zekranizowane. Po obejrzeniu Lobstera i Faworyty myślałem, że Lanthimos mnie już niczym nie zaskoczy. A jednak! Dostałem wizualne fajerwerki. Opowieść o tym, czym jest ciało i do czego jest ono zdolne, służy tylko za pretekst do głębszej opowieści o odkrywaniu świata i traktowaniu ludzi przedmiotowo. Widz staje z boku i podgląda bohaterów przez judasza.
Trochę to zajęło, zanim przyzwyczaiłem się do specyficznej stylistyki filmu Lanthimosa. Wszystko jest tu bowiem przerysowane, karykaturalne i podkręcone do granic wytrzymałości. Świat z domieszką steampunku jest prawie nierealny, baśniowy. Przypomina opowieści o doktorze Frankensteinie. Z tą różnicą, że tu obiekt eksperymentu ucieka, by poznawać świat i się rozwijać.
Aktorsko Biedne istoty to prawdziwy popis umiejętności. Emma Stone wchodzi na kolejny poziom i udowadnia, że jej talent jest ogromny. Potrafi dostosować się do wizji reżysera, jeśli jest ona dla niej interesująca. W pełni kupuję każdą wersję Belli – zarówno tę prostą, która oddaje się swoim żądzom, jak i tę bardziej złożoną i wyrafinowaną. Podoba mi się sposób, w jaki bohaterka niewinnie podchodzi do świata i chce go zgłębiać. Jak boleśnie doświadcza, że dla otaczających ją mężczyzn jest tylko zbudzającym fascynację potworem i ucieleśnieniem ich seksualnych fantazji. Wszystko to jest odgrywane z taką intensywnością, że jako widzowie nie możemy oderwać wzroku od ekranu. Aktorka jest świetna i na swoich barkach niesie cały ciężar tej produkcji. Skutecznie pomagają jej w tym Mark Ruffalo i Willem Dafoe. To kreacja profesora szczególnie przykuła moją uwagę. Bohater został ukształtowany przez brak miłości i okrutne eksperymenty ojca. I teraz sam wchodzi na podobną ścieżkę, choć uważa, że jest zupełnie inny niż jego rodzic. Ale czy nadopiekuńczość nie jest równie szkodliwa?
Biedne istoty nie urzekną wszystkich. Wiele osób odbije się od nich przez arthousowy klimat. Nie jest to produkcja łatwa. Jeśli jednak przyzwyczaimy się do stylistyki Lanthimosa, zrozumiemy, że prowadzi on z nami pewien dialog i zmusza do interpretacji tego, co się dzieje na ekranie. Niektóre wydarzenia możemy bowiem odczytywać na różne sposoby. Sceny w domu publicznym, w którym Bella się „zakotwicza”, jedni mogą uznać za przejęcie kontroli nad własnym życiem i czerpanie z niego garściami, na swoich zasadach. Inni stwierdzą, że to mężczyźni, którzy liczyli wyłącznie na usługi seksualne, dopięli swego.
Mnie nowa produkcja Lanthimosa zauroczyła i skłoniła do głębokiej refleksji. Nie sądziłem, że w taki sposób można opowiadać o feminizmie. Ten reżyser potrafi to robić z sensem. Tematyka ta łączy większość jego produkcji, ale w ogóle nie ma się wrażenia, że twórca zjada przy tym własny ogon. A to ogromna sztuka.