Kobieta, która w tajemniczych okolicznościach traci córkę, jest skłonna do wszystkiego. W pewnym momencie ma już dość nieudolności lokalnej policji z szeryfem Wiloughbym (Woody Harrelson) na czele i ludzi, którzy mówią, że wszystko będzie dobrze. Ma dość rozsadzającego ją od środka poczucia winy, że nie była dobrą matką, że mogła tej śmierci zapobiec. Wynajmuje miejsce reklamowe na trzech nieco zapomnianych billboardach stojących na drodze do jej miasteczka, a na nich każe namalować bardzo obrazowy przekaz, wypowiadając w ten sposób wojnę wszystkim, którzy siedzą bezczynnie, zamiast szukać zabójcy. Zgorzkniała Mildred Hayes (Frances McDormand) nie spodziewa się, że jej prowokacyjny gest zapoczątkuje reakcję łańcuchową, która dotknie dziesiątki mieszkańców miasteczka, również bliskie jej osoby. I - jak na dobrą, brutalną przypowieść o meandrach ludzkiej natury przystało - pozwoli jej lepiej zrozumieć swych wrogów, gniewnych, impulsywnych ludzi, którym przeważnie warto dać drugą szansę. Martin McDonagh potrafi tworzyć bohaterów wielowymiarowych. Świadomych własnych wad. Popełniających błędy, ale chcących też je naprawiać. Może właśnie dlatego każdy z nich budzi sympatie widzów. Nieważne, jak odrażających czynów się dopuszcza. Najlepszym przykładem są chociażby przedstawiciele prawa  - porywczy, ale uczciwy szeryf Bill Wiloughby i jego kompletne przeciwieństwo funkcjonariusz Dixon (Sam Rockwell). Pierwszy stara się wszystkich zrozumieć i znaleźć najlepsze rozwiązanie. Drugi ucieleśnia najgorsze grzechy Ameryki. Jest porywczy, rasistowski, przekonany o własnej nieomylności oraz wykazujący się ogromną ignorancją i głupotą. Jest to efekt wychowania przez matkę despotkę. Three Billboards Outside Ebbing, Missouri posiada barwną paletę postaci. Każdy mieszkaniec ma swoją ciekawą historię, marzenia, cele. Czy jest to właściciel agencji reklamowej Charlie (John Hawkes), szukający miłości karzeł James (Peter Dinklage) czy pragnący świętego spokoju syn Mildred, Robbie (Lucas Hedges). Pojawienie się tytułowych billboardów w pewnym stopniu dotyka każdego z nich. Wprowadza chaos do pozornie poukładanego życia miasteczka. Reżyser niczym sprawny żongler przerzuca wątki, pokazuje nam każdego z bohaterów, nie zatracając przy tym rytmu opowieści. Ani na chwilę nie tracimy z oczu głównego pytania: „Kto zabił?". Najnowszy film Martina McDonagha to genialnie skonstruowany dramat pokazujący problemy zwykłych ludzi. W niebagatelny sposób prezentujący ich ból i bezradność. Jedna tragedia ciągnie za sobą drugą. Wszystko sypie się jak domino. McDonagha stworzył postaci pod wybranych już wcześniej aktorów, których chciał zaprosić do współpracy. I to czuć. Zwłaszcza gdy patrzymy na kreację Sama Rockwella i Frances McDormand. Ten duet hipnotyzuje. Dialogi są bogate w kąśliwe puenty i pełne emocji. Reżyser w tym wypadku wykazał się umiejętnością doboru aktorów godną Quentina Tarantino. Pod względem wizualnym produkcja Irlandczyka jest w pełni dopracowana. Małe miasteczko w Missouri niezwykle realistycznie prezentuje się w obiektywie. Nie ma tam jednak pięknych domków z białymi płotkami. To raczej odrapane, stare posiadłości z lokatorami, którzy prowadzą zwykłe życie za średnią krajową. Oczywiście zdarzają się też osoby bardziej majętne, jak to w każdej społeczności bywa. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri to niewątpliwie pozycja obowiązkowa dla wszystkich wielbicieli kina i dobrych opowieści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj