Jefferson znajduje się w ciężkim stanie po pojedynku z Tobiasem i Khalilem. Gambi ukrył jego i resztę rodziny Pierce'a w domku na odludziu, gdzie nasz bohater będzie mógł dojść do pełnego zdrowia. W tym czasie ASA na czele ze swoim lokalnym szefem nie ustają w poszukiwaniach superbohaterskiej familii, aby rozpocząć badania nad zdolnościami Black Lightninga i Thunder. Wkrótce natrafiają na ślad Pierce'a. Natomiast Tobias ma zupełnie inny plan i wraz ze swoimi współpracownikami postanawia złożyć wizytę ASA, aby zamknąć ich nieowocną współpracę. Finał 1. sezonu produkcji o bohaterze władającym elektrycznością miał problem z czarnymi charakterami. Proctor to typowy rządowy karierowicz, którego działania na ekranie ograniczają się wyłącznie do wydawania rozkazów i nic poza tym. Twórcy nie za bardzo, jak widać, mieli pomysł na tego antagonistę i postanowili się odwołać do znanej z wielu produkcji komiksowych klisz przeciwnika głównego bohatera. Trochę lepiej zaprezentował się Tobias Whale, jednak i tak twórcy wykrzesali z tej postaci za mało jak na finał sezonu. Kilka silnych ciosów, którymi potraktował Lalę, i niezła scena akcji w siedzibie ASA to nie ten kaliber, który powinien sobą reprezentować główny antagonista serialu. Na szczęście twórcy zostawili furtkę dla rozwoju tej postaci z interesującym wątkiem dotyczącym zawartości tajemniczej walizki. To wróży dobrze na przyszłość dla tego złoczyńcy, bo w odcinku finałowym nie otrzymał wiele pola do popisu. Twórcy woleli głównie skupić się na silnym motywie rodzinnym w finale i ten wyszedł im bardzo dobrze. Szczególnie ciekawym aspektem epizodu była relacja Jeffersona z jego ojcem, która zbudowała świetny pomost pomiędzy wydarzeniami z przeszłości z opowieścią prowadzoną współcześnie. Po raz pierwszy również scenarzyści zdecydowali się na nakreślenie więzi pomiędzy ojcem i synem, co doskonale podkreśliło rozterki i ból, z którymi zmagał się główny bohater. Te sceny retrospekcji połączone z obecnym obrazem rodzinnej troski świetnie ze sobą korespondowały, ukazując nam pełny obraz tego, jak poszczególne decyzje rzutują na los bliskich. To przesłanie odcinka trafiło w punkt i sprawiło, że serial ten stał się opowieścią o sile rodziny jeszcze bardziej niż poprzednio. Nie ważne, czy członkowie familii Pierce'ów walczą wspólnie, czy się kłócą, zawsze znajdzie się ta sfera porozumienia między nimi, co bardzo dobrze udało się przekazać twórcom. Ważnym ogniwem i postacią, która najlepiej według mnie prezentowała się w epizodzie, jest Gambi. James Remar, którego bardzo lubię od czasów Dexter, świetnie po raz kolejny sprawdza się w roli mentora głównego bohatera, który surowość łączy z ogromną troską i finałowy odcinek tę mieszankę oddał najmocniej. Aktor w poszczególnych scenach fantastycznie lawiruje pomiędzy swoją mroczną stroną byłego agenta a obliczem kochającego opiekuna, który stał się zastępczym ojcem dla Jeffersona. Doskonale można to zauważyć w scenach, w których broni swoich bliskich, by następnie zabić z zimna krwią Proctora. Naprawdę świetna postać. Twórcy scen walki także stanęli na wysokości zadania w tym epizodzie, oferując nam kilka naprawdę dobrych sekwencji, w których prym wiedzie oczywiście pojedynek w lesie oraz szturm Tobiasa i jego zespołu na siedzibę ASA. Świetna choreografia walki, szczególnie w przypadku postaci Black Lightninga, niezłe wykorzystanie muzyki i przestrzeni sprawiły, że oglądałem te sceny z wielkim zainteresowaniem. Finałowy epizod 1. sezonu Black Lightning zaprezentował dobry poziom i zarysował interesujące wątki, które będą rozwijane w kolejnej serii. Nie wiem jak Wy, ale ja na pewno będę czekał na kolejne przygody obrońcy Freeland i jego superbohaterskiej familii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj