Właśnie rozpoczął się kolejny rozdział drugiego sezonu Black Lightning z podtytułem The Book of Blood. I jak na razie jest bardziej mrocznie i krwawo niż w poprzednich epizodach. Zaczęło się mocno, bo od śmierci jednej z najciekawszych postaci – Gambiego. Śmierci – jak łatwo było się domyśleć, tylko pozornej. Niemniej wstrząsnęła całym miasteczkiem, z rodziną Pierce’ów na czele. I choć strata boli, życie we Freeland nie zatrzymuje się ani na moment. Znaczny udział w tym ma tradycyjnie Tobias Whale , który po uniewinnieniu kontynuuje swój marsz, by przejąć kontrolę nad całym miastem. Jego kolejnym celem staje się więc wielebny Jeremiah, a marionetką, która ma skutecznie doprowadzić go do celu – radny Parker. I jak na razie nie przeszkadza mu w tym pogrążony w żałobie po stracie swojego przybranego ojca Jefferson, czy też jego córka Anissa, której uwagę przykuwają zupełnie inne kwestie. Black Lightning cały czas balansuje na granicy kompletnego kiczu i całkiem niezłego serialu. Najwięcej zyskuje głównie wtedy, kiedy nie ma elementów stricte superbohaterskich, a główni bohaterowie nie paradują w strojach, które nadal potrafią wywołać zażenowanie. Bo też sama fabuła z czasem coraz więcej zyskuje. Wątki dzieciaków zarażonych specyfikiem dającym supermoce, Tobiasa Whale’a i jego specyficznej relacji z Khalilem, czy też nowa społeczność kontrolowana przez kobietę o pseudonimie The Looker. Nie można zapomnieć również o Gambim, który przeżywszy zamach na swoje życie rozpoczyna prywatną vendettę w poszukiwaniu osoby odpowiedzialnej za całą sytuację.
fot. The CW
+4 więcej
W tym wszystkim coraz mocniej traci się postać głównego bohatera, Jeffersona Pierce’a aka Black Lightning, który coraz częściej sprawia wrażenie postaci drugoplanowej. Ale to też nie dziwi przy takim wachlarzu bohaterów, który z odcinka na odcinek jest poszerzany. Przy tym wszystkim całą akcja, włącznie z narracją, jest prowadzona sensownie, bez większych dziur fabularnych. Dlaczego więc to nie jest aż tak dobry serial, jak twórcy by chcieli? Trochę zawinił start w pierwszym sezonie, plastikowość i sztuczność strojów superbohaterów oraz niemal całkowity brak wyrazistych postaci. Dopiero z czasem zaczęto nadrabiać to, co zawalono na początku i obecnie serial zmierza w dobrą stronę. Black Lightning to nie jest, i zapewne nigdy nie będzie, najlepszy serial, jaki mogliśmy zobaczyć, ale kolejne epizody pokazują, jak duży jeszcze drzemie w nim potencjał. I choć czasem należy przymykać oczy na słabą grę aktorską, głupotki fabularne czy często marne efekty, to nie należy go skreślać i jeszcze dać mu szansę. A nawet kilka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj