Komiks Blade Runner: 2019 ze scenariuszem Michaela Greena i Mike’a Johnsona oraz rysunkami Andresa Guinaldo w wielu aspektach odwołuje się do pierwszego Łowcy androidów (Czy androidy śnią o elektrycznych owcach Philipa K. Dicka to jednak już całkiem inna bajka) - wrzuca oczywiste nawiązania do znanej z filmu scenografii i do poszczególnych elementów fabuły. Jednak równie obficie zagłębia moralne zagadnienia, którymi stał Blade Runner 2049, całkiem zgrabnie łącząc bogatą symbolikę obu filmów. Przede wszystkim, podobnie jak film Ridleya Scotta, jest to science fiction w kostiumie kryminału noir (szczególnie w pierwszej części), a jego główna, wyrazista bohaterka umiejętnościami być może nawet przewyższa Ricka Deckarda. Funkcjonariusza Aahna “Ash” Ashina jest uważana za najlepszą tropicielkę zbuntowanych replikantów i ze swojego zadania wywiązuje się znakomicie. Bierze pośrednio udział w handlu organami androidów. Umie poruszać się w mrocznym świecie Los Angeles, ma dobre układy. Można rzec, że jest dziewczyną z niskich warstw społecznych, której udało się w życiu coś więcej. Możemy wyczuć w jej zachowaniu nutę cynizmu i milczącą akceptację na taki, a nie inny obraz świata. Rzecz jasna, do czasu. W komiksowym świecie działa również korporacja Tyrella, której przedstawicielka zleca Ash pewne delikatne zadanie, które nieoczekiwanie mocno zaważy na dotychczasowym życiu i poglądach głównej bohaterki. Kobieta zostanie wplątana w mroczną intrygę, a jej główny cel - odnalezienie żony i córki pewnego potentata - będzie zaledwie początkiem długiej, egzystencjalnej podróży. Bodajże po raz pierwszy w uniwersum Blade Runnera będziemy mieli możliwość zawędrować z bohaterami poza Ziemię, jednak nie w miejsca, o których z taką fascynacją opowiadała w filmie Roy Batty, a w bardziej przyziemne rejony kosmosu, gdzie replikantów wykorzystuje się jako siłę roboczą.
Źródło: Egmont
Fabuła zatem jest zakrojona naprawdę szeroko, choć w wielu momentach można ją było bardziej dopracować. Narracja czasami traci płynność, dialogi nie przekonują i w tych chwilach czujemy się wytrąceni z lektury. Z kolei twórcy mają ambitne cele w tworzeniu swojej historii i nie chodzi im tylko o wypełnienie luk świata przedstawionego znanego nam z filmu, tylko zbudowanie nowej, pełnowartościowej fabuły. Udaje się to tylko do pewnego stopnia z powodu narracyjnych mankamentów, jednak postacie są na tyle interesujące, że z ciekawością śledzimy ich losy. Pewnym novum jest fakt, że w zasadzie trzy najważniejsze dla intrygi figury to same kobiety i to na ich relacji budowany jest emocjonalny aspekt fabuły. W tej warstwie Blade Runner 2019 rzeczywiście działa, gorzej kiedy przychodzi do budowania napięcia i stosowania różnych zwrotów akcji - czasami są one sztampowe i trudno jest im sięgnąć poziomu znanego z filmów. Co cieszy, to warstwa graficzna, która jest mało w stylu noir, ale prezentuje klasyczną kreskę w nowoczesnym sznycie.
Efekt połączenia wymienionych zalet i niedociągnięć jest taki, że powstał niezły komiks z solidną historią, która nie jest jednak tak porywająca jak w filmowych oryginałach. Fabułę niesie na barkach główna bohaterka i jej kreacji nie można nic zarzucić. Pełen easter eggów świat przedstawiony też cieszy, a jednak coś w tej maszynerii do końca nie działa. Może twórcy zbyt zaopatrzyli się w filmowe pierwowzory i zabrakło tu odrobiny oryginalności, bo wciąż przerabiamy te same motywy, tylko inaczej zaakcentowane. Zabrakło pełnej odwagi w wytyczeniu nowych, fabularnych szlaków dla świata Blade Runnera. Odnosimy wrażenie, że twórcy świadomie poruszają się po bezpiecznym terenie. Najlepiej wypada tu trzecia część komiksu, w której ważne wątki w końcu odpowiednio wybrzmiewają, a zwieńczenie przynosi satysfakcję i każe z nadzieją czekać na ciąg dalszy historii, która ma się pojawić w albumie Blade Runner 2029. Być może tam twórcy złapią pełen wiatr w żagle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj