Na świat możemy patrzeć w dwojaki sposób: jak gdyby wszystko stanowiło zagrożenie lub jakby wszystko było wyzwaniem. Właśnie to zagadnienie warunkuje nasze przyszłe decyzje, podporządkowuje podejście do życia konkretnemu myśleniu. A jeśli szkodliwe przekonanie o złym świecie jest ugruntowane w nas w okresie dzieciństwa przez rodziców postrzeganych jako wzór postępowania, to wyjście z tychże sideł jest niełatwe. W filmie Bo się boi mamy do czynienia z podobnym problemem. Bo się boi opowiada o losach Beau, mężczyzny po czterdziestce, który chciałby zaznać spokoju i pozwolić lękom odejść w zapomnienie. Wbrew temu niebezpieczny świat zmusza go do podejmowania decyzji i nakłania duże, potrzebujące czułości dziecko do samodzielnego myślenia. Warto podkreślić, że ta czarna komedia pozwala podzielić odbiorców na tych, którzy skupią się na komizmie sytuacyjnym czy komizmie słowa, oraz na tych, którzy będą zagłębiać się w zakamarki psychiki niestabilnych emocjonalnie bohaterów, a takimi są wszyscy tam przedstawieni. Za mną bardziej przemawia aspekt psychologiczny, bo nie czułam, by była to szczególnie zabawna produkcja, choć takie głosy również się pojawiają. Bo się boi uwypukla przywary fałszywego świata skropionego obłudą i zakłamaniem, w którym nic nie jest prawdą, a zaufane osoby spiskują przeciw człowiekowi, który im zaufał. Film zwraca też uwagę na to, jak duży wpływ mają rodzice (tutaj matka) na kształtowanie psychiki dziecka, a wpojony przez nich tok rozumowania może przeszkadzać mu w funkcjonowaniu w dorosłym życiu. To historia zahaczająca o klimaty Boskiej Komedii Dantego. Choć porównanie współczesnego filmu do klasyki literatury włoskiej jest dość ryzykowne, można dostrzec pewne elementy wspólne. Beau przechodzi przez swoje własne „kręgi piekielne” i w każdym z nich doświadcza pewnego rodzaju mąk. Film ilustruje najpopularniejsze traumy i przewinienia ludzi (dantejskie Piekło) – narkomanię, nadopiekuńczość, agresję, zespół stresu pourazowego – ale pokazuje także bezpieczną przystań odrzuconych, będących dla siebie oparciem (dantejskie Niebo). Razem z Beau wędrujemy przez różnorodne przestrzenie i czasy, błądząc pomiędzy teraźniejszością, przeszłością a wyobrażeniami / urojeniami. Charakterystyczna jest intrygująca dziwność całości. Wywołano ją zwrotami akcji, prezentacją ludzi z pogranicza człowieczeństwa i bycia zombie, a także elementami fantastycznymi zmieszanymi z okrutną codziennością. Im bliżej końca, tym wątki bardziej na siebie nachodzą, a perspektywy zlewają, co każe w pełni skupić się na widzianych obrazach. W tym filmie nawet sposobów prowadzenia kamery jest kilka, co potwierdza, że nic tu nie jest pewne. Zapewne mamy być skołowani jak główny bohater, w którego świetnie wcielił się Joaquin Phoenix. Laureat Oscara za rolę Jokera tym razem zaprezentował na ekranie kruchość i nieporadność, a żal i bezpodstawne poczucie winy wypisane w oczach postaci sprawiły, że miałam ochotę go przytulić. W dodatku aktor udowodnił, że cisza także może być słyszalną kwestią scenariusza, nie mniej ważną od tych słownych. Chapeau bas! Reżyser i scenarzysta Ari Aster nadał nowy smak kinu ze świata horrorów. Tym razem zadbał o to, by jego nowe dzieło głęboko oddziaływało na emocje i by tworzona kreacja oraz pewien zamysł reżyserski przyciągały uwagę oglądającego. Aster celuje w niepowtarzalność i dobrze mu to wychodzi, dlatego też Bo się boi to uczta dla widza spragnionego dynamiki kadrów, gdzie np. z roli statycznego obserwatora przechodzimy nagle do patrzenia oczami postaci, a obraz jest nieostry i drżący. Jedną z niewielu rzeczy, jakie można zarzucić filmowi, jest jego długość. Choć trzyma w napięciu i zmusza do stałej analizy akcji, to jednak trwa zbyt długo, przez co pod koniec łatwo stracić (nawet tylko przez fakt ciągłego siedzenia) przyjemność z oglądania. Nie wszystkim przypadnie również do gustu połączenie głębszego, psychologicznego sensu z komizmem i czasem obrzydliwymi scenami. Warto zaznaczyć, że są to jedynie niewielkie zastrzeżenia, bo to po prostu dobry film. Bo się boi nie jest samodzielną, pompatyczną historią o egzystencji zagubionej jednostki wśród zniszczonego nałogami i krzywdami społeczeństwa. Trzeba tu dorzucić elementy baśniowości i momenty teatralnych scenografii, ale też kuriozalne śmierci i blendujące się całą noc koktajle. Zdarzają się momenty, kiedy trudno rozstrzygnąć, czy coś jest na poważnie, czy z przymrużeniem oka. Ten film to psychoanaliza pomieszana z niespodziewanie dziejącymi się sytuacjami, budzącymi konsternację, wywołującymi uśmiech, a nawet łzy. Taki miszmasz okazał się wyjątkowo angażujący i spodoba się tym, którzy są fanami czarnych komedii i poszukują nowego spojrzenia na ten gatunek. Dziwny to film, ale wciągający. Jeszcze jedno. Uważajcie na ulicach na gołych nożowników i ćpunów spod śmietników. I na żyrandole też uważajcie. Lubią spadać na głowę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj