Boku no Hero Academia nie zachwyca w ostatnich tygodniach. Trafił się jeden niepotrzebny filler, a do tego brakuje efektownych akcji. Historia nieco przynudza, ale ma istotny wpływ na rozwój bohaterów. Oceniam.
W piętnastym odcinku
My Hero Academia młodzi bohaterowie aktywnie czerpią naukę z praktyk u Endeavora. Z całych sił starają się za nim nadążyć w akcji, a także obserwują jego pracę i sposób działania. Okazuje się też, że ojciec Shoto jest naprawdę cierpliwym, choć wymagającym nauczycielem. Pamiętamy, jakie stosował metody treningu na swoich dzieciach oraz skutki, jakie przyniosły. Tutaj oglądamy zgoła inne oblicze tego superbohatera. Wysłuchał do końca słowotoku Deku, co było przezabawną sceną, nawet śmieszniejszą niż w mandze ze względu na żywe reakcje Bakugo i seiyuu bohatera - Daikiego Yamashitę. Momentalnie też Todoroki wyciągnął wnioski z jego analizy i posłużył radą dla niego oraz pozostałych chłopaków.
Po finale 4. sezonu Endeavor urósł w oczach dzięki swojej determinacji w walce z Nomu, a w tym odcinku znowu zyskał szacunek. Wiadomo, że przyjął na praktyki Midoriyę i Bakugo ze względu na Shoto, z którym chce się pogodzić, ale ze swojego zadania wywiązuje się doskonale. Młodzi superbohaterowie muszą wykorzystać umiejętności nabyte w liceum w terenie, żeby nabrać doświadczenia. Muszą dążyć do poprawy krok po kroku, żeby później nie mieć wymówek. Mimo że wszystkie te rady dotyczą w tym wypadku superbohaterstwa i ratowania ludzi, to mają one uniwersalny wydźwięk, który można też stosować w prawdziwym życiu. I to jest fajne w tym anime, że potrafi motywować, mówić o ważnych wartościach i podnosić na duchu. A do tego Endeavor przekonuje po raz kolejny, że zasługuje na miano Numeru Jeden.
W 15. odcinku twórcy postanowili pokazać widzom jeszcze kulisy szpiegowskiej pracy Hawksa. Były to retrospekcje zbierania przez niego informacji, które pokazały, że Liga Złoczyńców współpracuje z tą tajemniczą organizacją planującą wojnę. Miło było zobaczyć Togę, która ożywiła się, widząc Deku w akcji na swoim tablecie. Natomiast nic nowego nam nie wyjawiono. Jedynie przypomniano widzom o złoczyńcach, którzy niebawem powrócą na ekran.
Z kolei w 17. epizodzie oglądaliśmy, jak Deku, Bakugo i Shoto próbują dotrzymać kroku Endeavorowi. Zrobili postępy, ale niewielkie. Więcej nacisku w tym odcinku położono na rodzinne spotkanie Todorokich, które zorganizowała Fuyumi. Zostali na nie zaproszeni również Midoriya i Bakugo. Obszerne retrospekcje, którymi uraczyli widzów twórcy, przygotowywały do tej napiętej atmosfery, jaka panowała podczas posiłku. Obaj znaleźli się w niezręcznej sytuacji, ale też mieli świadomość nieciekawych relacji Shoto z ojcem. Na pewno rozbawiła rozbrajająca szczerość Bakugo, który wytknął rodzeństwu, że przy gościach nie rozmawia się na takie emocjonalne tematy. Natomiast słowa Midoriyi do przyjaciela z klasy poruszyły całą rodzinę. Chłopak ma ogromny wpływ na te relacje, bo przecież to od jego walki z Shoto rozpoczęły się zmiany na lepsze. Tym razem to Deku i jego dobre serce wzbudziło pozytywne emocje i szacunek do jego postaci.
Niemal połowę tego odcinka poświęcono retrospekcjom, które są wałkowane od początku sezonu. Jest to już męczące, ale w końcu dochodzimy do momentu, że one zaprocentują. Mamy do czynienia z podobną sytuacją jak w historii z Gentle Criminal i La Bravą. Też wydawało się, że ten wątek jest nudnym zapychaczem, a ostatecznie fantastycznie się wybronił i dostarczył emocji. Warto wierzyć w Kōhei Horikoshiego, który wynagradza cierpliwość. Na uwagę zasługuje również wyjawienie wizerunku (oraz kolorystyki oczu oraz zmieniających się włosów) najstarszego brata Shoto, czyli Toyi. W domu znajduje się ołtarzyk poświęcony jego pamięci. To jest niesamowicie ważne dla dalszej części historii i zbliżających się odcinków.
Natomiast 16. odcinek
Boku no Hero Academia należy określić fillerem, w którym widzowie mogli sobie obejrzeć główne bohaterki w bikini na plaży. Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z fanserwisem i niepotrzebną stratą czasu na nic niewnoszące wątki. Owszem, obecnie oglądamy w akcji męską część superbohaterów, więc dla odmiany swoje umiejętności pokazały Uravity, Froppy i Nejire. Powrócił też Selkie i Ryukyu. Usprawiedliwieniem dla tego nudnego i słabego odcinka (z równie słabą kreską) jest to, że stanowi on prolog dla pełnometrażowego filmu
My Hero Academia: World Heroes Mission. Tym epizodem przypomniano nam o Triggerze, czyli ulepszaczu darów, który zapewne będzie istotnym elementem fabuły. A do tego przedstawiono głównego złoczyńcę filmu, ale tylko z oddali oraz przy dużym zbliżeniu na szczękę, co dodatkowo rozczarowuje. Szesnasty epizod był zbędny i w żadnym stopniu nie zachęcił do obejrzenia trzeciej części serii filmów.
Te trzy odcinki
Boku no Hero Academia nie były wciągające. Serial wręcz nudzi, choć stara się przekazywać istotne wartości. Brakowało widowiskowych akcji na miarę początku sezonu podczas międzyklasowych starć. Również do kreski i poziomu animacji można mieć wiele zastrzeżeń, bo nieco psuły odbiór. Natomiast wątki związane z praktykami młodych bohaterów oraz problemami rodzinnymi Todorokich są ciekawe, ale przede wszystkim niezwykle ważne dla rozwoju fabuły oraz postaci. Nie trzeba się martwić spadkiem emocji w ostatnich odcinkach, ponieważ tuż za rogiem czai się kolejny złoczyńca, który namiesza w historii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h