W 4. odcinku serialu Bosch, zatytułowanym Who’s Lucky Now?, poznaliśmy kolejne etapy śledztwa prowadzonego przez protagonistę opowieści. W centrum podejrzeń o morderstwo Allena znalazł się niejaki Lucky Rykov (Matthew Lillard, którego charakterystyczny uśmiech niezmiennie przypomina mi o Kudłatym z filmu Scooby-Doo), a serial zaczął odhaczać kolejne punkty z gatunkowego schematu. Atutem było tu implementowanie autentyzmu w pokazywaniu pracy policji. Podczas nalotu SWAT na dom podejrzanego umiejętnie prowadzono kamerę z ręki, co symulowało prawdziwość prowadzonej akcji, a jednocześnie nie rozbijało artystycznej konwencji serialu. Twórcy nie uciekali się też do taniego efekciarstwa (jak np. niepotrzebnej strzelaniny) i byłby to ciekawy zabieg, gdyby nie wspomniana sztampowość historii, której najlepszym przykładem był pistolet schowany w… toalecie. Następujące dalej wydarzenia dają się łatwo przewidzieć, nawet gdy na scenę wchodzą nowi gracze – jak np. ormiańska mafia, która co prawda nadaje śledztwu nowy wymiar, ale już przewodzący jej gangster Marks zupełnie niczym się nie wyróżnia. Ciekawszy był choćby adwokat kryminalisty, szykowny Martin Weiss. W tej roli pojawił się Christopher Cousins, który z kolei zawsze przywodzi mi na myśl genialną scenę niefortunnej ucieczki z Breaking Bad. Nieprzypadkowo piszę o tych skojarzeniach, ponieważ przy miałkiej fabule naprawdę trudno było zachować pełne skupienie. Lepiej pod tym względem wypadł epizod Gone, w którym akcja nieco się rozruszała, a wyprawę Boscha oraz Edgara do Vegas i sprawdzanie nowych tropów związanych z kochanką zamordowanego Allena oglądało się z większym zainteresowaniem. Znów potwierdziło się także, że zaletą produkcji jest sposób pokazywania śledztwa, skupiający się na przyziemnych elementach pracy detektywa, takich jak wywiad środowiskowy czy nawet detale odnoszące się do zatankowania samochodu przed dłuższą podróżą.
źródło: materiały prasowe
Sednem odcinka okazało się zaś porwanie Eleanor i Maddie, co w końcu zmusiło Boscha do podjęcia bardziej drastycznych działań. Jego gniew i bezkompromisowość wypadły przekonująco, ale położono zupełnie kluczową scenę odbijania żony i córki. Trudno było tu wyłapać jakąkolwiek dramaturgię czy chociażby szczyptę zagrożenia, co wybijało z rytmu i nijak nie pozwalało się zaangażować. Po raz kolejny nie popisała się nastoletnia aktorka – Madison Lintz – która nie potrafiła wydusić z siebie ani grama szczerych emocji. Uwaga widza znów łatwo mogła więc ulec rozproszeniu, a podsuwał się cyniczny komentarz, że do aktorki przywarły zombie instynkty z The Walking Dead, gdzie swego czasu sportretowała Sophię, córkę Carol. Tym samym, zdecydowanie najjaśniejszym punktem obydwu opisywanych epizodów okazał się drugi plan. Niezły był wątek Irvinga i jego politycznych przepychanek, które przybierały ciekawą formę. Między innymi kiedy w celu skompromitowania przeciwnika posłużono się policyjnym patrolem kontrolującym trzeźwość, co było pomysłowym, a przede wszystkim wiarygodnym sposobem wykorzystania władzy do własnych celów. Najlepszy był jednak wątek George’a infiltrującego kolejne kręgi skorumpowanej policji. Zgrabnie zarysowano jego motywacje dotyczące wyjścia z cienia ojca, które sprawiają, że bohater skłonny jest do podejmowania ryzyka. Napad na melinę narkotykowych dealerów wypadł solidnie, podobnie jak wprowadzenie nowych postaci w grupie oraz ujawnienie mózgu kliki nieuczciwych stróżów prawa. Bez zdradzania szczegółów stwierdzić należy, że ta rewelacja działa, bo choć można było jej się domyślić, to sprawnie konsoliduje wszystkie rozgałęzienia prowadzonej historii. Niezły jest też sam sposób prezentowania owych przestępców – są oni bowiem wyraziści i cwani na tyle, że nie dadzą się łatwo przechytrzyć, a to zwiastuje kłopoty i drugi oddech, który serialowi Bosch jest niezmiernie potrzebny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj