Tytuł odcinka – The Path to War Part One: The Gathering Political Storm – obiecuje budowanie podwalin pod coś większego. I tak chyba w zasadzie jest, bo jeżeli miałbym opisać zwięźle ten odcinek, to powiedziałbym, że mamy do czynienia z typowym przykładem ciszy przed burzą. Jest tutaj budowanie relacji między postaciami, kolejne informacje o przybyszach oraz początek zbierania się chmur, które mają doprowadzić do kataklizmu. Darujmy sobie może jednak tę poetyckość opisu i przejdźmy do konkretów. Trudno mi wskazać jeden wiodący wątek w ósmym odcinku, bo właściwie każdy z nich jest istotny dla fabuły. Najgorzej w moich oczach wypadł ten rozgrywający się w mieszkaniu Rochelle. Nie znaczy, że był słaby, po prostu porównując go do dwóch pozostałych, ten śledziłem z najmniejszym zainteresowaniem. Nie dawało mi spokoju, jak owad dostał się niezauważony do apartamentu panny Daudier (wszedł za nią do bloku, a potem użył okna? Użył zwyczajnie drzwi głównych, bo bohaterka ich nie zamknęła?). W każdym razie scenarzystom wciąż nie udaje się granie z widzem w grę pt. „czy ta postać jest mrówką?” (ale nie jestem pewny, czy w to w ogóle było ich intencją), gdyż wynik zawsze w takich wypadkach jest zbyt oczywisty. Mimo wszystko o kosmitach zawsze miło dowiedzieć się czegoś nowego. Chociaż informacja o tym, że „pierwiastek ludzki” zostaje zachowany po przejęciu, wydaje się odbiegać od tego, co przedstawiono do tej pory w serialu. Widzowie mieli też okazję lepiej przyjrzeć się relacji Laurel i jej ojca. Biorąc pod uwagę zakończenie odcinka, rywalizacja tych postaci będzie jednym z motorów napędowych końcówki sezonu, więc skonfrontowanie ich – szczególnie w zaistniałej sytuacji – wydaje się strzałem w dziesiątkę. Reakcja głównej bohaterki na rewelacje o ojcu jest wiarygodna (mam wrażenie, że Laurel z odsłony na odsłonę jest coraz bardziej stanowcza w kontaktach z owadami). Jedynie nie podobała mi się scena w sypialni, w której udział wziął tercet ojciec-matka-córka. Powiało sztucznością, ale to nie szkodzi – pani Healy i tak już najpewniej w serialu nie zobaczymy, a jeżeli już, to zapewne w równie epizodycznej roli. No url W sejmie po raz kolejny Red i Luke ścierają się ze sobą. Tym razem problem dotyczy bezpośrednio wybuchających głów. O ile pomysł z podstawionymi znawcami, którzy nie potrafią nawet kłamać, nie wydał mi się ani ciekawy, ani zabawny, to wmieszanie się CIA w przesłuchanie fajnie zagmatwało całą sprawę. Z przyjemnością będę wyczekiwał reakcji Luke'a na wywiad Reda i Elli. Swoją drogą, wydawało mi się, że ta dwójka owadów współpracuje ze sobą, lecz nie przewidziałem, iż mają się ku sobie. Muszę przyznać – tak dosłownej sceny seksu na pewno nie spodziewałem się w serialu stacji ogólnodostępnej, a scena poprawiania ubrań już po stosunku była w pewien sposób komiczna. Scenarzystom zaczęły w końcu wychodzić wątki romansowe. Relacja Laurel i Garetha od momentu ich dziwnego stosunku prowadzona jest w satysfakcjonujący sposób, trudno się do czegoś przyczepić, tym bardziej że Ritter przez pomoc udzielaną Luke'owi i swoje podejście do problemu mrówek stał się postacią, której bardzo mocno kibicuję. Mam nadzieję, że będzie dalej pracował jako szpieg rodzeństwa Healych. Ósmy odcinek może nie trzymał tak w napięciu jak wcześniejszy, ale na pewno na następną odsłonę będę czekał z większą niecierpliwością niż na tę tutaj recenzowaną. Chciałbym już zobaczyć słowne pojedynki Laurel z ojcem i Luke'a z Redem (oraz zachwycać się grą aktorską podczas tychże), a myślę, że jest na co czekać, bo BrainDead ogląda się coraz lepiej. Jedynym pytaniem na tę chwilę pozostaje – czy burza rozszaleje się już w następnym odcinku?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj