Maja Lidia Kossakowska powraca, po raz kolejny zabierając czytelników do wykreowanego przez siebie anielskiego świata. Minęło nieco czasu od jej ostatniej historii, dwutomowego Zbieracza burz, w którym pożegnała się ze skrzydlatą kompanią, tylko po to, by teraz kolejny raz cisnąć ją w wir przygody.
Nowa książka z anielskiej serii może budzić trochę obaw, zwłaszcza, że po fenomenalnym Siewcy Wiatru, jego dwutomowa kontynuacja była nieco mniej udana i część fanów mogła poczuć się zawiedziona. Obwieszczenie więc, że Bramy Światłości to również historia niejednotomowa, wzbudziło mój niepokój. Na szczęście nowa powieść Kossakowskiej, choć nie ustrzegła się błędów, niepokój ten rozwiała. Skrzydlaci wracają, nie mają jednak łatwego życia – znów coś poszło bardzo nie tak, i znów Daimon Frey musi pobrudzić sobie ręce... ale czego się nie robi dla Królestwa?
Wydarzenia ze Zbieracz Burz. Tom 1 odcisnęły swoje piętno na wszystkich bohaterach. Już na samym początku widać, że nie mamy co liczyć na przyjemny wstęp. Kryzysy zostały zażegnane, ale za ogromną cenę – rozpadły się przyjaźnie, pierścień regenta ciąży, a niektóre tajemnice i wspomnienia okazują się być ogromnie bolesne. Nawet w piekle nie jest lepiej - wieczny buntownik popada w marazm, a król burdeli zdaje się być z lekka osowiały. Autorka daje nam jasno do zrozumienia, że bohaterowie zmienili się, że są zmęczeni życiem, ciągłymi knowaniami i zdradą, która tak łatwo zasiała ziarno niezgody w sercach skrzydlatej kliki. Obraz, który nam pokazuje, jest ponury, ciemny i szary, tak niepodobny do tego z początków anielskiej sagi.
Do zawiązania fabuły wystarczyło kilka pozornie błahych wydarzeń oraz jedna zbyt bystra i wścibska anielica, by wszystko zadrżało w posadach – gnuśny spokój, poczucie bezpieczeństwa oraz autorytet Królestwa. A tylko dlatego, że przemądrzała Sereda, była uczennica Księcia Tajemnic Raziela, odkryła moc Jasności (a przynajmniej tak się jej zdaje), daleko, daleko poza Królestwem. Jeśli kryzys się zaostrzy, pojawią się pytania: skoro Jasność jest daleko od Królestwa to… co z Białym Tronem? Co z władzą regenta? Na to zaś, na chaos, który zatrzęsie Królestwem i Głębią, nikt nie może sobie pozwolić. Dlatego po cichu organizowana jest druga wyprawa (znów z Seredą na czele), która ma zbadać doniesienia. Tym razem w jej skład wejdzie również jedyny anioł, który może zweryfikować, czy to moc Jasności, czy też pułapka jej odwiecznego wroga. Daimon Frey, Abaddon, Anioł Zagłady, Tańczący na Zgliszczach. Ciężko nie zauważyć, że to już eksploatowany pomysł, widoczny we wcześniejszych tomach – tym niemniej, dzięki wykreowanym realiom, nawet nieco wtórna fabuła zdaje się czymś nowym, wciągającym i intrygującym.
Tom pierwszy Bramy Światłości, tom 1 to podróż poza granice świata, który znaliśmy z poprzednich książek. Maja Lidia Kossakowska jak zwykle popisała się tu głęboką znajomością mitologii – tym razem bowiem pojawiają się nie tylko chrześcijańskie niebiosa. Droga wiedzie bohaterów przez fantastyczne i ponure krainy, które autorka opisała z całym swoim kunsztem. Opisy nie nudzą, zresztą cała historia niewiele daje możliwości na odpoczynek. Gna do przodu, a strudzeni bohaterowie z jednej afery wpadają w drugą – walcząc z półbogami i innymi mitycznymi stworami lub też z przeciwnościami natury.
W kreacji postaci pojawia się nieco nierówności – obok Razjela i Gabriela, którzy wydają się bladzi i niewyraźni, pojawiają się postaci takie jak przywódca gwardii Seredy czy będący w swoim żywiole Lampka, którzy kradną całą książkę (najprawdopodobniej celowo autorka nie dała Księciu Piekieł wiele do roboty w tej części, jednak powtarzające się opisy związane z jego osobą sugerują, że w dalszej historii będzie ważniejszy). Główny protagonista nie zmienia się zbytnio na przestrzeni anielskich historii i za to też czytelnicy go kochają, ale już przewodząca wyprawie Sereda jest mniej interesująca (prócz może wątku ze swym najwierniejszym sługą). Piołun, Boska Bestia będąca rumakiem Abbadona, rozgadał się w Bramach Światłości, nie jest też już tak enigmatyczny jak niegdyś, choć sama historia daje mu nieco więcej pola do popisu. Nie opuszczając kwestii zwierząt, niektórzy pokochają mruczka Asmodeusza – zdaje się on być jednak postacią zbyt przerysowaną. Kto jednak wie, jakie są jego prawdziwe intencje i co wydarzy się dalej?
Dla fanów Kossakowskiej i jej anielskiej zgrai pozycja ta jest jak najbardziej obowiązkowa. Zresztą dla każdego wielbiciela fantastyki Bramy Światłości to łakomy kąsek. Plastyczne opisy, bohaterowie, których czytelnicy kochają (niektórzy w słabszej formie, ale przecież to dopiero początek historii), a wszystko to wplecione w interesującą historię. Na koniec nie można uniknąć porównania: nowa książka nie są tak dobra jak Siewca Wiatru, ale rokuje spore nadzieje na przyszłość. By to ocenić, trzeba jednak poczekać na kolejny tom.