Tam, gdzie polityka spotyka się ze światem przestępczym, ciężko liczyć na przyjemną historię i dobre zakończenie. Trzy sezony serialu Brotherhood starają się potwierdzić tę tezę. Pytanie tylko, czy im się to udaje... Braterstwo to serial kryminalny, nie ma co do tego wątpliwości, choć bardzo szybko przekonujemy się, że przestępstwo schodzi tu na nieco dalszy plan, bo najważniejsze są relacje między bohaterami. Nie tylko między dwójką braci, wokół których kręci się cała fabuła, ale również między tymi dalszego planu, bo w miejscu, gdzie rozgrywa się akcja filmu, wiele jest powiązań między środowiskami, które powinny być od siebie tak bardzo oddalone, jak tylko się da. Daje się tu we znaki klimat nieco małomiasteczkowy - każdy zna każdego i trzeba liczyć się z tym, że nasze decyzje będą miały znaczący wpływ na wszystkich dookoła. Przede wszystkim jednak Braterstwo to serial mroczny i ponury, choć chciałoby się użyć mocniejszych jeszcze słów. Nie ma co liczyć tu na komediowe wstawki, bo w serialu nie ma po prostu niczego zabawnego. Jest niemal „brudny” do bólu. Przy pojawiających się zwrotach akcji nie czeka nas nic dobrego i ciężko wyczekiwać na jakieś spektakularne sceny. Braterstwo to serial kryminalny, który skupia się na bardziej realistycznym oddaniu półświatka i jego powiązań z polityką, nie zaś na wybuchach i strzelaninach rodem z amerykańskich filmów sensacyjnych. Cała historia rozgrywa się w amerykańsko-irlandzkim miasteczku, do którego po kilkunastu latach wraca, mający na bakier z prawem, Michael Caffee (grany przez Jason Isaacs, który jest bez wątpienia najlepszym wyborem do tej roli). Wraca, ponieważ zagrożenie ze strony jednego z bossów półświatka zniknęło, gdyż ten spoczywa bezpiecznie sześć stóp pod ziemią. Cały problem w tym, że Michael, uciekając z Providence, sporo tam zostawił – między innymi rodzinę. Teraz jego brat, Tommy Caffee (grany przez Jason Clarke), jest lokalnym politykiem z ambicjami, a pojawienie się brata gangstera nie pomaga jego karierze. Szybko okazuje się, że ten filar społeczeństwa również ma swoje drugie oblicze i zaczyna się dość niebezpieczna gra. Ciekawostką jest, że serial został luźno oparty na historii braci Bulger, z których jeden był stanowym politykiem w Massachusetts, drugi natomiast kierował mafią. Niezależnie od inspiracji, scenarzystom udało się oddać nie tylko specyficzny klimat półświatka i polityki, ale też dobrze zarysować pojawiające się w całej historii postaci. Choć te drugoplanowe mogą mieć czasem zbyt mało kolorów, duet braci Caffee jest jednym z najważniejszych powodów, dla których powinno się obejrzeć Braterstwo (oczywiście oprócz wciągającej historii). Ich trudne relacje kradną niemal każdy odcinek, w którym się pojawiają, zresztą bardzo szybko przekonujemy się, że Tommy jest tylko pozornie po tej „białej”, dobrej stronie, a Michael może mieć więcej honoru (wypaczonego co prawda i dziwacznego) niż jego brat. Nie oszukujmy się jednak, że zobaczymy typ archetypicznego „dobrego gangstera” i „złego polityka”. Nie, obydwaj bracia są umoczeni w brudnym świecie, w tle irlandzka mafia i rodzinne problemy nie pomagają w podejmowaniu szlachetnych decyzji. Nie ma też postaci, nawet tej drugoplanowej, z którą możemy się identyfikować. Ba, nie ma nawet takiej, którą można bezwarunkowo polubić. Niektóre wzbudzają trochę sympatii, ale bardzo szybko okazuje się, że zaczynają budzić też niechęć i pogardę. Braterstwo jest serialem świetnym, ale nie dla każdego – nie znajdziemy tu czarnego, gangsterskiego humoru, każdy kolejny odcinek będzie przynosił problemy i trzeba się nastawić, że nie jest to lekka serialowa rozrywka. Króluje w niej przemoc i wulgarność. Osoby nieprzepadające za takim klimatem, powinny się zastanowić, czy warto im rozpocząć seans. Braterstwo to jednak świetny, mroczny serial, który przerazi nas swoim mrokiem i sprawi, że resztki zaufania do polityków znikną, jak ręką odjął.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj