Nadzieje przed seansem były spore – za reżyserię odpowiada bowiem Julie Taymor, która ma na koncie wspaniałą "Fridę". Najmocniejszy punkt biograficznego dramatu z Salmą Hayek stanowiła warstwa wizualna. Połączono tam świetną inscenizację i scenografię z nietuzinkową, rzucającą się w oczy pracą kamery. Dokładnie tego potrzebowała "Burza", gdzie Szekspir z epickim rozmachem opisywał tytułowe zjawisko, a także scenerię wyspy, na której rozgrywa się cała akcja. Taymor udało się pod tym względem sukces powtórzyć… ale tylko pod tym.
[image-browser playlist="607124" suggest=""]©2011 Buena Vista Home Entertainment
Wierność adaptacji przepadła wraz z odważna decyzją zmiany płci głównego bohatera z mężczyzny na kobietę – rola Mirandy dla Helen Mirren była widocznie zbyt skromna. Tak czy inaczej, historia bierze podobny obrót, z tym że w samym centrum znajduje się nie książę Medialanu, a jego żona. Prospera po śmierci męża zostaje wyprawiona na morze w łodzi, skąd trafia na wyspę, na której wraz z córką spędza 12 lat. Kiedy po tym czasie przypadkowo obok wyspy przepływa statek z obecnymi władcami Mediolanu, pełna gniewu Prospera rozpętuje burzę, w wyniku której statek rozbija się na brzegu wyspy.
Taymor oryginalną, podniosłą opowieść zmienia w bezmyślną grę, której nie wiadomo nawet, co dokładnie jest celem. Film został bezceremonialnie spłaszczony i pozbawiony wszelkich pozytywnych elementów, które znamy z pierwowzoru. Mamy tutaj pierwszorzędną obsadę, która posługuje się tragicznymi dialogami, masę postaci, którym brak wyrazistości i potężną dawkę efektów specjalnych, jednak wcale nie tak znakomitej jakości. Całość przypomina bardziej niskobudżetową wersję "Harry'ego Pottera" niż adaptację klasycznego dramatu.
[image-browser playlist="607125" suggest=""]©2011 Buena Vista Home Entertainment
Pomyśleć by można, że obraz zostanie uratowany przez Helen Mirren, ale niestety nawet jej nienaganny kunszt aktorski nie pozwala zapomnieć o tandetnym scenariuszu i żałosnych rockowych wstawkach muzycznych. Na to, jakim cudem w tym filmie znalazł się także Russel Brand, również nie potrafię znaleźć wytłumaczenia.
Jakież to siły nieczyste musiały opętać reżyserkę, by tak okrutnie potraktowała ostatnią sztukę Szekspira? Wypływająca z ekranu groteska sprawia, że on sam w grobie na pewno przynajmniej raz zmienił pozycję.
Ocena: 3/10