Dwa odcinki Captain Tsubasa 2018 to dwa wielkie pojedynki. Kojiro kontra Matsuyama i Tsubasa kontra Misugi. Oba pod wieloma względami emocjonujące i bardzo zaskakujące.
Mecz Meiwa FC z Furano miał być jedynie kropką nad i w kwestii tego, jak wielkim piłkarzem będzie Kojiro. Wszystko jednak nie idzie prostym torem przewidywalności i twórcy budują po raz kolejny odcinek emocjonujący, który jedynie potwierdza klasę serialu Captain Tsubasa. To jest kolejny dowód na to, że nikt tutaj nie chce iść na łatwiznę i nie ma zamiaru, by po tylu odcinkach widz poczuł choć odrobinę monotonii czy wyczuł rządzące scenariuszami schematy. Cały czas historia jest prowadzona tak, by zaskoczyć, emocjonować, wprowadzić nieprzewidywalny zwrot akcji lub coś z czasów Polonii 1, co wywoła uśmiech na twarzy. Mówię tutaj o wkroczeniu do akcji drugiego najlepszego bramkarza Japonii, czyli Wakashimazu, którego doskonale pamiętamy z pierwowzoru. Takie wprowadzane postaci działa wyśmienicie. Przygotowane, przemyślane i ze znaczeniem fabularnym.
Świetne jest to, że z jednej strony Matsuyama jest wybitnym dowódcą, który świetnie prowadzi drużynę w wyrównanym meczu, a z drugiej strony upartość Kojiro pokazuje jego limity. Pierwszy raz widzimy jego chwilę słabości, gdzie nie radzi sobie tak, jakby chciał, gdzie to wszystko zaczyna przekraczać jego dyspozycję dnia. Widzimy, że najprawdopodobniej jest to choroba i trudno powiedzieć, czy Kojiro w pełni sił dałby łatwe zwycięstwo. A wręcz w to wątpię. Każdy etap odcinka pokazuje, że wykorzystane czynniki budują charakter obu piłkarzy. Rozwijają ich, pozwalają im dojrzewać na boisku, a tym samym wywoływać emocje. Wiemy, jakie motywacje mają obie strony i choć to nie jest ich serial, każdy może kibicować faworytowi. Nawet, jeśli przecież podświadomie wiemy, że Meiwa musi wygrać, bo Tsubasa musi się zrewanżować.
Starcie Tsubasy z Misugim to najtrudniejszy mecz w karierze młodego piłkarza. Widzimy, że w wielu momentach Misugi przewyższa go umiejętnościami pod każdym względem. Świetnie to wygląda, bo twórcy kształtują nam kolejną piłkarską osobowość dyrygenta, maestro i świetnego kapitana w jednym. Kogoś, kto ma jasno nakreślone motywacji i kogo ten mecz może wiele kosztować. Coś, czego ani Tsubasa, ani żaden inny piłkarz nie zrozumie i nigdy nie poczuje, bo nie chcieliby znaleźć się w takim położeniu. A to też sprawia, że trudno do końca kibicować głównemu bohaterowi, jak więcej sympatii wzbudza właśnie Misugi. Także dzięki swoim boiskowym wyczynom.
Odcinek buduje wiele emocji, gdy obserwujemy bezpośrednie starcia Misugiego z Tsubasa, czy gdy dochodzi do akcji podbramkowych. Wszystko jest rozpisane tak, by akcenty były równomiernie rozłożone, żeby odcinek nie miał dłużyzn i przestojów. Szczególnie wrażenie robi wprowadzenie pułapki ofsajdowej, która obok strzelanych przez Misugiego bramek staje się kropką nad i. To właśnie w tym momencie obserwujemy kluczowy czynnik dla dalszego rozwoju serialu, czyli upadek psychologiczny piłkarza. Często przecież się mówi, że umiejętności to jedno, ale jeśli głowa nie będzie dobrze przygotowana, to nic się z tym nie zrobi. I sytuacja Tsubasy doskonale nadaje temu prawdy, pokazując zagubienie dziecka, który przegrał z własnymi myślami i emocjami. Doskonały cliffhanger, który wzbudza wielkie emocje, zaskoczenie i pytania: Jak bohater sobie z tym poradzi?
Co tu dużo mówić? Oba odcinki to kapitalna zabawa i gratka dla fanów kapitana Tsubasy. Obserwujemy nie tylko emocjonujące mecze i rozwój poszczególnych postaci, ale przede wszystkim rzecz trzymającą w napięciu, momentami zabawną (Ishizaki dostający piłką w twarz ma szansę rozbawić) i zaskakującą. Oby tak dalej.