Koncept serialu wydaje się atrakcyjny, ciekawy i nawet rzekłbym - oryginalny. Bohaterowie bowiem prowadzą siłownię i są raczej zwyczajnymi ludźmi. Bez sukcesów w życiu, bez większych ambicji czy marzeń. Wiele rzeczy im w życiu nie wyszło, więc robią to, co robią. A to samo w sobie wydaje się interesujące, bo dostajemy bohaterów, z którymi na jakimś poziomie można się utożsamiać. Są na swój sposób autentyczni, a to zawsze plus w komedii. Szczególnie, że w pilocie są stawiani w sytuacji konfliktu z uwagi na chęć sprzedaży siłowni, więc pod względem emocjonalnym i fabularnym mamy sposobność do zapoznania się z nimi w atrakcyjny sposób. Cała fabuła opiera się na tym, że Priya (Mindy Kaling) przyprowadza do jednego z braci jego 15-letniego syna. Para nie utrzymywała kontaktów, więc jest trochę niezręcznie. Da się wyczuć niechęć między nimi. A to z czasem może zaowocować dobrymi komediowymi pomysłami. Problemem staje się wspomniany syn, Michael, który jest bolesnym filmowym stereotypem zniewieściałego homoseksualisty. Nie chodzi o sam schemat tworzenia postaci i opieranie na nim warstwy komediowej, ale o fakt, że to kompletnie nie działa. Ukazanie specyficzności tej postaci szybko staje się irytujące i nieśmieszne. Odgrzewanie takiego schematu pokazywania osoby innej orientacji seksualnej może być zrobione dobrze, jak np. w serialu The New Normal. Popkultura jest pełna takich przykładów. A tutaj jeden z ważniejszych bohaterów, na barki którego kładzie się emocjonalną część serialu komediowego, staje się jego największą wadą. Pilot pokazuje nam kogoś, kogo trudno znieść na ekranie, bo wymyślone specyficzności są zbyt skrajne i nie mają w sobie za grosz humoru. Humor to jest największa zagadka Champions, bo nie ma go wiele w pilocie. A jest to przecież serial komediowy, więc ta warstwa odcinka powinna być w tym miejscu mocno zaakcentowana, by widzom chciało się sprawdzić kolejny epizod. A jest przeciętnie. Większość gagów związanych z Michaelem jest nietrafiona, sporo jest dziwnych pomysłów, które nie bawią, a koniec końców zaledwie kilka momentów zaskakujących komediowo potrafi wywołać uśmiech. Brak uczucia zażenowania kiepskimi gagami to na pewno plus, bo to oznacza ,że tak naprawdę nie mamy do czynienia z czymś pod tym względem złym. Po prostu czuć wylewającą się przeciętność i brak pazura w tworzeniu śmiesznych sytuacji. Koncept jest interesujący, ale konwencja fabularna pozostawia wiele do życzenia. Trudno powiedzieć, czy Michael rozwinie się w postać, która nie będzie tak irytująca jak w pilocie. Tutaj nawet nie chodzi o jego orientację seksualną, ale o jego zachowanie i dialogi, które wywołują odwrotny efekt od zamierzonego. A do tego mamy główne postacie, które w pilocie nawet na chwilę nie pokazują czegoś z potencjałem. Koniec końców czuć, że dostajemy przeciętność. A ta w epoce naprawdę dobrych seriali komediowych jest największym grzechem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj