Fabuła o popsutym robocie policyjnym, który staje się samodzielnym bytem, osobą i mimo trudnego dzieciństwa ani przez chwilę się nie poddaje, to ostateczny dowód, że Neill Blomkamp wyrasta na kolejnego wizjonera kina popularnego. Tak jak kilkanaście lat wcześniej Peter Jackson, to twórca gdzieś z krańców świata (tamten z Nowej Zelandii, ten z RPA) przywiązany do swego dziedzictwa, co widać w fabułach jego filmów, uwielbiający opowiadać bajki, otoczony gronem wiernych współpracowników. Tak jak Jackson (a teraz już całe Hollywood) zawsze zatrudnia Andy'ego Serkisa do postaci, które potem trzeba przerobić na animowane (Gollum, Cezar, King Kong), tak Blomkamp od początku w swych filmach obsadza swego kolegę jeszcze z czasów szkolnych, Sharlto Copleya, i teraz to jego właśnie zaprosił, by wcielił się w tytułową rolę, dając jej głos i ruchy. Reżyserów jednak łączy o wiele więcej, bo w końcu to Peter Jackson dostrzegł w Blomkampie to coś i pomógł mu w zebraniu funduszy oraz realizacji jego debiutu - "Dystryktu 9". Słowem: podobieństw między panami jest sporo.  Zobacz również: Pełny zwiastun "Avengers: Czas Ultrona"[video-browser playlist="648943" suggest=""] Wracamy do filmu "Chappie". To świetnie wyważona historia, w której patos miesza się ze śmiechem, bajkowa konwencja bez trudu splata się z ekstremalną brutalnością (więc nie jest to film dla milusińskich), a postacie nakreślono grubą kreską, która potrafi zmylić widza, bo to, co nam się wydaje, wcale niekoniecznie odbędzie się tak, jak nam się wydaje. Im głębiej zanurzamy się w historię Chappiego i jego rodziny, tym z większą łatwością zawieszamy niewiarę. Wszak na poziomie czysto naukowym odkrycia i wynalazki, które udają się w tym filmie ot tak, to rzeczy niewyobrażalne (zwłaszcza w tym tempie), ale w ogóle to nie przeszkadza w dobrej zabawie. Różne wątki momentami zdają się dziać w trochę innym rytmie – tu godziny mijają szybciej, tam wolniej. Ale co tam - to w końcu bajka. Od początku do końca. Momentami mroczna, ale sympatyczna i pełna miłości miejska bajka z XXI wieku. Do tego bajka ze świetną muzyką – Hans Zimmer znowu jest w formie. Podobnie zresztą jak aktorzy – tych, których znamy, obsadzono trochę jako nawiązania do innych fabuł, a trochę wbrew oczywistemu wizerunkowi (no bo z czym Wam się kojarzą Sigourney Weaver czy Hugh Jackman? Nie z tym, co zobaczycie w tym filmie). Ci nowi (zwłaszcza Ninja i Yolandi) urzekną Was od pierwszej sceny. Myślę, że podobnie jak z wcześniej wspomnianym Sharlto Copleyem, dla tej pary to może być początek wielkich kinowych karier – o ile oczywiście są zainteresowani wyjazdem do Hollywood. Może wolą zostać w RPA i dalej zajmować się muzyką (na co dzień tworzą tam znany zespól Die Antwoord). „Chappie” bez wstydu sięga po wiele klasycznych opowieści, zbiera różne wątki, pomysły i przetwarza je we współczesną bajkę. Można tu znaleźć echa „Brzydkiego kaczątka”, „Pinokia”, „RoboCopa” czy „Appleseed”. Ale w efekcie powstaje zupełnie nowa jakość, nowa baśń na nowe czasy. Jeśli zastanawialiście się, czy Blomkamp to dobry kandydat na stworzenie kolejnej części cyklu „Alien” (mówi się o tym głośno od kilku tygodni), to po obejrzeniu „Chappiego” stracicie wszelkie wątpliwości. Jeśli ktokolwiek ze współczesnych twórców kina popularnego ma na tyle wyrazistą osobowość, by zmierzyć się z Obcymi i wyjść z tego starcia zwycięsko, to właśnie on. Czytaj również: Roboty w kinie i telewizji Ale to pieśń przyszłości. Na razie idźcie koniecznie na "Chappiego". Ten robot-gangster o umyśle genialnego kilkulatka zachwyci Was i z kina wyjdziecie ociupinkę szczęśliwsi. Jak to po naprawdę dobrej bajce.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj