Alan i Walden nadal żyją w swoim domku na plaży w Malibu, tym razem już bez Jake’a, który ma się pojawiać od czasu do czasu. W trakcie gdy były chiropraktyk postanawia ułożyć na nowo swoje życie zawodowe, do drzwi dzwoni niespodziewany gość – córka jego świętej pamięci brata Charliego. Po paru średnio śmiesznych minutach pierwszego odcinka serii dostajemy więc wyraźny sygnał, kto może stać się nowym ogniwem serialu.
Jenny jest jest nowym Charliem, nieodrodną córeczką swojego tatusia – alkohol i seks są dla niej tym, co życie wprawia w ruch, a język ma równie ostry co nieodżałowany nieboszczyk. Do gry w premierowym odcinku powraca również pani Harper i jej dowcipne pastwienie się nad tym mniej udanym synem, Alanem. Odcinek skupia się więc na nowym nabytku rodziny Harperów, z utyskującym nad swoim życiem Waldenem w tle.
[video-browser playlist="634883" suggest=""]
Zabieg twórców jest aż zanadto czytelny. Fani nadal wspominają z żalem postać graną przez Charliego Sheena i – nie okłamujmy się – całkowicie słusznie. Po uśmierceniu starszego z braci serial stracił bardzo wiele, a chociaż nadal bawi, Ashton Kutcher - choćby się dwoił i troił - nie jest nawet w połowie tak zabawny jak jego poprzednik. Zmniejszenie do minimum roli Jake'a (aktor go grający ostatnimi czasy był co najmniej niesforny) pozostawiło sporą lukę w fabule. Scenarzyści więc ratują się, sięgając po sprawdzonego już wcześniej bohatera. Charlie Harper przeżywa swoistą reinkarnację w osobie swojej córki, która jest ogromną szansą na to, że sitcom złapie drugi oddech. Co prawda jedenasty rok z tymi samymi bohaterami może wydawać się męczący, ale wprowadzenie seksownej i zabawnej członkini rodziny Harperów ma szansę się udać. Ostatni sezon serialu, z rozterkami miłosnymi Waldena i Alana, oglądało się bardziej z przyzwyczajenia niż dla szczerych wybuchów śmiechu. Teraz może się to zmienić, chociaż oczywiście trudno wyrokować po jednym odcinku.
Odświeżenie ścieżki życiowej Waldena to jak na razie największe wyzwanie dla scenarzystów, bo wydaje się, że niedługo przyrośnie on do kanapy i nikt nie zauważy, kiedy zabraknie go w którymś z odcinków. Pozostaje więc mieć nadzieję, że Jenny zostanie na cały sezon, a Walden w końcu weźmie się w garść. Za odważną i bardzo dobrą próbę odświeżenia przeżutego już formatu należą się scenarzystom Dwóch i pół wielkie brawa.