"Grey's Anatomy" robią przeskok w czasie o rok. To dobra decyzja, której można było się spodziewać raczej na sam koniec sezonu. Tymczasem udało się to pokazać w ciekawy sposób, przelatując przez kolejne dni świąteczne. Zamiast pokazywać bohaterów „rok później” i wypełniać puste miejsca retrospekcjami, mogliśmy od razu przebrnąć przez wszystko, co się w tym czasie wydarzyło. Krótkie sceny z pogrzebu Dereka są jak najbardziej zrozumiałe. Widzimy w nich, jak ktoś przypominający Cristinę, kogo twarzy nie pokazano, trzyma Meredith za rękę. To oczywiste, że nie wszystko musi być pokazane wprost, a chyba możemy sobie sami dopowiedzieć, że Cristina i Addison były na tym pogrzebie, mimo iż aktorki je grające nie pojawiły się na ekranach. Świetnym pomysłem było przekazanie typowej dla serialu narracji Kate Burton, która jako Ellis Grey przemawia do nas z retrospekcji. Znowu pokazano podobieństwo sytuacji matki i córki, porównując emocje po odejściu Richarda od Ellis do tych, które Mer przeżywa po śmierci Dereka. Dzięki temu po raz kolejny pojawił się też motyw karuzeli, w ciekawy sposób spajający cały sezon. Od początku 11. serii towarzyszą nam retrospekcje z karuzelą i matką Mer pokazane jako wspomnienia głównej bohaterki, z których do tej pory nie zdawała sobie sprawy. Dzięki pojawieniu się Maggie, ciągłym kłótniom z Derekiem i jego śmierci Meredith zaczęła chyba wreszcie rozumieć swoją matkę i podejmowane przez nią decyzje, widząc podobieństwo między losami swoimi i Ellis. Może też dlatego po pogrzebie uciekła z Seattle, zachowując się dokładnie tak jak ona. To zrozumiała reakcja na spodziewaną chyba przez wszystkich ciążę. To naprawdę niesamowite, że po tylu latach od serialowej śmierci Ellis Grey twórcy mogą pozwalać sobie na powrót do jej wątków w retrospekcjach, łącząc je jednocześnie z obecnym życiem Mer, która zdecydowała się nazwać nowo narodzoną córkę imieniem matki. [video-browser playlist="693397" suggest=""] Przez cały odcinek na ekranie pojawiają się retrospekcje z udziałem Dereka znane nam z poprzednich sezonów. Odgrzebane starannie sceny udało się zmontować w bardzo spójny sposób. Widać, że włożono w ten element sporo pracy. Genialnie pokazano reakcję Amelii na śmierć brata. To bohaterka, która przeszła już bardzo wiele, o czym doskonale wiedzą widzowie serialu "Private Practice", a jej zobojętnienie i niedopuszczanie do żałoby są naprawdę przejmujące. Na szczęście po kilku wisielczych żartach i interwencji Owena Amelia pozwala sobie na okazanie wszystkich uczuć i emocji, które przez cały czas trzymała w sobie. Caterina Scorsone to wyśmienita aktorka, która obecnie potwierdza tylko, że dołączenie Amelii do "Grey's Anatomy" było świetną decyzją. Pojawienie się pacjentki z poparzeniami na początku wydawało się nie do końca odpowiednie i przekonujące, jednak z czasem jej historia zaczęła robić się coraz bardziej interesująca. To przez jej proces rekonwalescencji mogliśmy obserwować rozwój wydarzeń między kolejnymi świętami. Ostatecznie jej wątek wypadł bardzo dobrze. Są niestety również dwa słabe punkty odcinka. Pierwszy z nich to wyjazd April razem z Owenem do strefy wojennej, na który twórcy serialu pozwolili sobie tylko ze względu na przeskok w czasie, przez co nieobecności April nie odczuwamy tak jak Jackson. Ostatecznie po wielu miesiącach szefowa urazówki wraca… i nic. Trudno powiedzieć, czemu ten wątek miał służyć; nie wynikło z niego praktycznie nic. Pojechała, on tęsknił, wróciła i znów jest OK. Najsłabiej wypadła dyskusja Bailey i Bena o ewentualnej terapii wspomagającej życie. Słyszeliśmy już tę rozmowę nieraz w niejednym serialu i również nie wniosła ona w tym temacie nic nowego. Do tego cała sytuacja wygląda bardzo nierealistycznie. Czy naprawdę mamy uwierzyć, że ta para wraca do tematu z każdym kolejnym świętem i toczy dyskusję przez cały rok? Był na szczęście jeden jasny punkt ich wątku w postaci przezabawnej sceny, w której Bailey przywołuje Idrisa Elbę. Na koniec mogliśmy usłyszeć kolejny cover utworu "Chasing Cars", tym razem w wersji zespołu The Wind and the Wave. To udana wersja tej znakomitej piosenki, lepsza od coveru, który słyszeliśmy w poprzednim odcinku. Przypomnienie widzom tej piosenki w połączeniu z tak ważnym momentem w historii serialu przywołuje dawne wspomnienia, które fenomenalnie łączą się z obecnymi emocjami związanymi z "Grey's Anatomy". Czytaj również: „Arrow” – Marc Guggenheim zapowiada finał 3. sezonu Bohaterowie są teraz o rok starsi, dzięki czemu serial może sprawnie wrócić do regularnych wątków, nie przeciągając zbytnio żałoby po Dereku. To już nie będzie teraz ta sama produkcja, ale to chyba dobrze. Meredith wysiadła z karuzeli i zaczęła wszystko od nowa, a twórcy chcą z "Grey's Anatomy" zrobić to samo. Na razie im się to udaje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj