Po świątecznej przerwie Grey's Anatomy powracają i jest to powrót w naprawdę dobrym stylu. Godne było też zresztą pożegnanie. Mimo że to już dwunasty sezon, to od jesiennej premiery trzyma on równy, wysoki poziom. Trochę zmian w relacjach bohaterów i okazuje się, że nawet taką długowieczną produkcję można ożywić. Wiosenny powrót to odcinek, który w całości należy do Ellen Pompeo i Meredith Grey – i po raz kolejny udowadnia, że epizody skupiające się na tej bohaterce nie mogą się nie udać. Lekarze ze Sloan Grey Memorial Hospital przeżyli już prawie wszystko, a jeśli coś się jeszcze nie wydarzyło, to z pewnością się wydarzy w najbliższym czasie. Tym razem więc Shonda zafundowała swojej bohaterce kolejną ostrą przeprawę – Meredith została brutalnie zaatakowana przez pacjenta, co mocno odbiło się na jej zdrowiu. Przez kilka tygodni była pacjentką szpitala i życie swoich kolegów po fachu mogła obserwować z tej drugiej strony, co było dobre i dla niej, i dla widzów. No url To był przede wszystkim bardzo dobrze nakręcony odcinek, stojący technicznie na wysokim poziomie. Forma doskonale pasowała do treści, razem tworząc interesującą całość. Bardzo dobrze się to oglądało. Napięcie było porządnie stopniowane i celnie uderzało w emocjonalne tony. Ponieważ dobrze wiemy, że w Chirurgach nikt nie może czuć się bezpieczny, a Shonda jest w stanie poświęcić każdego, nie było do końca wiadomo, co stanie się z Meredith. Przez połowę odcinka zastanawiałam się, co będzie, jeśli jednak słuch jej nie wróci. Dzięki takiemu epizodowi, skupionemu na jednym temacie, można było trochę odpocząć od innych bohaterów. Przede wszystkim mam tu na myśli odpoczynek od ostatnio coraz bardziej irytującej Amelii. Co prawda jej wątek nadal miał znaczenie, ale został znacznie osłabiony. Zadowolona jestem także z finału odcinka – dość już tej dramy między Alexem i Jo. Oni są dla siebie stworzeni, a żaden bohater tego serialu nie zasługuje na szczęśliwe zakończenie tak bardzo, jak zasługuje Alex. Warto jeszcze zwrócić uwagę na jedną rzecz – to był odcinek o bardzo feministycznym wydźwięku. Shonda Rhimes po raz kolejny dokłada cegiełkę do tego optymistycznego trendu, który w popkulturze utrzymuje się od mniej więcej roku. Ja za Grey's Anatomy tęskniłam i cieszę się, że wrócili. Bez względu na to, ile jeszcze sezonów nas czeka, będę z nimi. Takie odcinki jak The Sound of Silence sprawiają, że serial ten zasługuje na zaufanie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj