Ostatnie tegoroczne odcinki serialu Chirurdzy nie porywają i nie zostawiają widzów z wielkimi emocjami. Oceniamy.
Grey's Anatomy dobrnęli do połówki sezonu, pozostawiając nas na czas świątecznej przerwy z wielkim znakiem zapytania. Zimowy finał zakończył się oczywistym cliffhangerem, ale nie bądźmy marudni. Ostatnie dwa odcinki pokazały, że serial ma jeszcze wiele pomysłów do zaoferowania i pod żadnym pozorem nie osiadł na laurach.
Epizody
The Room Where It Happens i
You Haven’t Done Nothing zdecydowanie różnią się od siebie, zarówno pod względem treści, jak i samego sposobu realizacji. Pierwszy z nich jest tak zwanym odcinkiem butelkowym (ang. bottle episode), który da się rozpoznać już po pierwszych paru minutach. Akcja rozgrywa się głównie w jednym pomieszczeniu, ze sporadycznym wstawkami wspomnień poszczególnych bohaterów. Podobnie też ograniczono liczbę aktorów do niezbędnego minimum. Pomysł ciekawy i często stosowany w celu przesunięcia kosztów z jednego odcinka do innego, np. finałowego czy bardziej wymagającego fabularnie. Problem tkwi w tym, że nie wszystkim takie epizody się podobają. W przypadku
Chirurgów wyszło nie do końca tak przyjemnie, jakby można było się tego spodziewać. Uwaga widzów została skupiona na czwórce bohaterów: dr. Webberze, dr. Owenie, dr. Grey i dr. Edwards, pozwalając im na sentymentalną wycieczkę po ich egzystencjalnych problemach. Nie było to czymś spektakularnym czy chociażby świeżym. O ile przyjemnie było mieć wgląd do wspomnień dr. Owena i poznać jego zmarłą siostrę, o tyle sam fakt nie wniósł nic nowego do jego postaci. W efekcie w ciągu godzinnego odcinka byliśmy wystawieni na traumatyczne emocje bohaterów. Biorąc pod uwagę, że przecież oglądamy serial nie od dziś, przechodziliśmy je z nimi w poprzednich sezonach. To, co kiedyś było raz opowiedziane, wystarczyło by zrozumieć, dlaczego nasi bohaterowie postępują tak a nie inaczej. Pod tym względem odcinek nieco odstaje od reszty i rozczarowuje.
Z drugiej jednak strony dostaliśmy zimowy finał, który był dokładnie tym, czego się oczekiwało od
Chirurgów. Sprawa w sądzie dr. Kareva do tej pory zbliżała się małymi krokami i teoretycznie miała się zakończyć następnego dnia. Okazuje się jednak, że pozostaje nam jeszcze chwilę na to poczekać. Tymczasem dr Wilson (choć jak już wiemy, nie jest to jej prawdziwe nazwisko) została również wezwana do uczestnictwa w sprawie. Ponieważ jako świadek musiała wyznać całą prawdę przed sądem, zmobilizowało ją to do ostatecznego ujawnienia swojej przeszłości dr. Karevowi. Jej monolog w windzie był jednym momentem w tym sezonie, podczas którego dało się choć minimalnie polubić jej postać. Jej spowiedź była kluczem do zrozumienia jej poprzedniego, i powiedzmy sobie szczerze, absurdalnego zachowania. Wspomniana scena stanowiła tak niecodzienny widok, że widzom może umknąć inny fakt. Dr Karev jest gotowy przyjąć całą winę na siebie, byle tylko uratować dr Wilson przed skutkami, jakie niesie ze sobą jej publiczne wystąpienie. W widzach natomiast budzi to ambiwalentne uczucia. Dr Karev ponownie kreowany jest na superbohatera, który poświęca się w imię sprawy, co może się podobać. Z drugiej jednak strony wątek tej dwójki bohaterów został tak zmaltretowany i nienaturalnie przeciągany od poprzedniego sezonu, że nie do końca ma się ochotę dalej w niego brnąć. Zdecydowanie lepiej się oglądało dr. Kareva bez dr Wilson w zasięgu wzroku.
Na uznanie zasługuje również dynamika relacji pomiędzy dr. Karevem i dr Grey. Końcowa scena między nimi stanowi stanowi podsumowanie wszystkich obaw, jakie widzowie do tej pory cicho żywili wobec serialu. Z piątki głównych bohaterów zostali już tylko oni, co ze szczególnym akcentem wypunktowała dr Grey. I w gruncie rzeczy to na nich ciąży teraz odpowiedzialność za cały los serialu. Jeśli zdarzy się, że dr Karev zostanie odsunięty na jakiś czas z ekranów, nie będzie już
Chirurgów w liczbie mnogiej. Zostanie tylko dr Grey, a ona nie jest aż tak interesująca, by pchnąć całość serii do przodu. Sama scena pomiędzy dwójką bohaterów była idealnie wyważona, z energią, poczuciem lojalności i sentymentem w tle. Budowała niezbędne napięcie dla ostatnich minut serialu.
Gdy wspomnimy o lojalności, to okazuje się, że
Chirurdzy ponownie sięgają po sprawdzone schematy. Nadchodzące zmiany proponowane przez dr Mannick nie wszystkim przypadają do gustu. Dosłownie rzutem na taśmę obejrzeliśmy zaczątki buntu mającego na celu utrzymanie dr. Webbera na jego dotychczasowej pozycji. Rodzący się w tym miejscu konflikt może dotknąć nie tylko szpital jako instytucję, ale przede wszystkim silne więzy przyjaźni pomiędzy dr. Webberem, Bailey i Robbins. Zacieram ręce z radości na samą myśl o możliwościach, jakie ze sobą niesie ten wątek.
Odcinek zimowego finału nie pozostawił zbyt wiele czasu dla reszty bohaterów, a i tak był wypełniony po brzegi fabułą. Po poprzednim, nieco słabszym epizodzie, końcówka pierwszej połowy sezonu stanowiła mocną kontynuację kierunku, jaki obrali
Chirurdzy od początku tej serii. Oglądało się ją z niezakłamaną przyjemnością, bez większych problemów poddając się nurtowi fabuły. Można lekko marudzić pod nosem, że w paru miejscach przeskoki pomiędzy scenami były nie do końca przemyślane, ale całość wzbudzała ekscytację i zainteresowanie. Serial przechodzi teraz na parotygodniową przerwę w emisji i powraca na ekrany 19 stycznia 2017 roku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h